Perz właściwy to utrapienie ogrodników i rolników. Wie to każdy, kto próbował wytępić go z ogrodu bez użycia chemii.
Kłącza tego znienawidzonego chwastu są jednak cennym surowcem zielarskim.
Wzmagają przesączanie kłębuszkowe w nerkach i pomagają usuwać szkodliwe produkty przemiany materii. Zwierają również rozpuszczalną krzemionkę, która chroni skórę i narządy wewnętrzne oraz przeciwdziała stłuszczeniu i zwyrodnieniom wątroby, które to przypadłości nękają często podagryków.
Perz zalecany jest też w kamicy moczowej i nadciśnieniu.
2 łyżki rozdrobnionych suchych kłączy perzu zalewa się dwiema szklankami wody i gotuje 5-10 minut. Potem odstawia się na pół godziny. Popijać go można przez cały dzień po trochu albo rano i wieczorem po szklance.
Ja kłącze perzu dodaję do różnych ziołowych mieszanek.
Zawsze, kiedy zaniedbam ogródek, oprócz podagrycznika (wychwalanego tutaj), który zarasta wszystkie prawie możliwie miejsca, mam do czynienia z perzem. Potrafi tak zarosnąć rabatę, że jego kłącza wyciągnięte z metra kwadratowego zajmują cały wór.
W starożytnych Chinach z kłączy perzu robiono posłania dla rannych żołnierzy. Używano ich także do filtrowania wina. W średniowieczu zmielone kłącza nazywano „manną kalabryjską” i podawano jako środek przeciwrobaczy i regulujący trawienie. W dawnej Polsce dodawano je do mąki przeznaczonej na tzw. „chleb głodowy”. Taki chleb jest bardzo dobry dla cukrzyków.
Z wysuszonych kłączy perzu można zrobić legowisko dla psa, chroniąc go przed pchłami.
Moja walka z perzem w ogródku strasznie mnie zawsze męczy i zwykle po godzinach wyciągania z ziemi jego długich kłączy zaczynam myśleć z irytacją, że „ktoś” mógłby mi wreszcie pomóc. Tak trochę bez sensu, bo zwykle wybieram na pielenie grządek taki dzień, kiedy „ktoś” jest po prostu w pracy i pomóc mi, nawet mimo chęci, nie może.
I tak awantura aż wisi w powietrzu.
Ale w końcu starożytni Chińczycy dawali sygnał do wymarszu armii na wojnę machając perzem.