Od kiedy przeczytałam, że u chorych na dnę moczanową wątroba zawiera zbyt mało glikogenu i jest podatna na zmiany zwyrodnieniowe, zaczęłam bardziej o nią dbać. W końcu wątroba jest tylko jedna.
Nie mogę powiedzieć, żebym ją bardzo oszczędzała, ale zaczęłam się bardziej przyglądać, czym można by ją trochę wspomóc w jej na prawdę ciężkiej pracy.
Ziół wspomagających pracę wątroby jest cała masa. Niektóre z nich będą bohaterami moich kolejnych wpisów.
Trzeba jednak z nimi uważać, bo choroby wątroby i dróg żółciowych bywają różne i czasem złe zastosowanie ziół zamiast pomoc, może zaszkodzić.
Dlatego ja, zanim wzięłam się za swoją wątrobę, pobiegałam na USG, żeby się z nią zobaczyć i sprawdzić, co tam u niej słychać.
Okazało się, że biedna, nie jest formie. Ale w pęcherzyku żółciowym są na szczęście tylko śmieci, błotko i złogi.
Przed remontem mojej przechodzonej wątroby postanowiłam się tego wszystkiego pozbyć.
Ostatnio modne są różne „oczyszczania” wątroby i pęcherzyka żółciowego. Często są to metody drastyczne, do których przygotowania na filmikach na Youtubie wyglądają jak zupełnie jak przygotowania do „rosyjskiej ruletki”.
Dziękuję, ale takie emocje nie są mi potrzebne.
Wybrałam delikatną metodę polecaną przez Bonifratrów, nieco przeze mnie zmodyfikowaną. Najpierw przez 3 dni staramy się unikać tłuszczu zwierzęcego, jemy ciemne pieczywo i pijemy sporo kefiru.
Ja jadłam chleb żytni z powidłami śliwkowymi, bo ciemne pieczywo powoduje u mnie ból żołądka. Dieta tylko o chlebie i kefirze była dla mnie zbyt drastyczna, więc moje ulubione powidła śliwkowe mi ją osłodziły.
Potem przez kolejnych 5 dni unikamy tłuszczu zwierzęcego, jemy sporo jabłek i pijemy kwaśny sok jabłkowy. Najlepiej taki tłoczony z jabłek ze starego sadu. Ja miałam pyszny sok od Pani Agaty z Sumowa, którą wspominałam w „Sauna – da się polubić i fałdki”.
Przed snem wypijamy łyżkę dobrej oliwy z oliwek. Rano, na czczo, wypijamy mieszankę soku z cytryny i trzech łyżek oliwy.
Nie jest to mój ulubiony początek dnia, ale czego się nie robi dla wątroby. Przez całą kurację staramy się brać ciepłe kąpiele i ogrzewać termoforem (albo plastikową butelką z ciepłą wodą) prawy bok.
Ale UWAGA!! Posiadacze kamieni w pęcherzyku żółciowym powinni liczyć się ze sporym bólem, który może wymagać aptecznych środków rozkurczowych. A Ci, którzy już wyhodowali sobie potężne głazy, mogą przyspieszyć sobie wizytę na stole operacyjnym.
Nie będę się tu rozpisywać szczegółowo o spektakularnych i widocznych skutkach tej kuracji, ale mogę powiedzieć, że na prawdę wystąpiły, udowadniając, że zbędni lokatorzy moich dróg żółciowych poszli sobie precz. Jeśli nie wszyscy, to przynajmniej tylu, że wyraźnie dało się ich „exodus” gołym okiem zauważyć.
Niektórzy moi znajomi stosujący tę metodę musieli trochę pomagać w wyprowadzce swoich zbędnych lokatorów stosując lewatywę. Niektórych wprowadzało to w wielkie zakłopotanie, ale przecież cel uświęca środki.
Nie można pozwolić, żeby te wszystkie śmieci się w nas gromadziły.
O tym, jak wzięłam się za renowację swojej wątroby, napiszę w drugiej części.