Olej CeBeDe – leczy, czy nie?

Dużo się pisze ostatnio o oleju CBD i o „medycznej marihuanie”.

Panuje w tej kwestii spory informacyjny zamęt, a na różnych internetowych forach olej CBD poleca się jako lek na wszystko, budząc w ten sposób wątpliwości co do jego skuteczności.

No bo jakim cudem coś może być lekiem „na wszystko”?

Pierwsze nieporozumienie w całej tej historii to mylenie oleju konopnego i oleju konopnego CBD. Oba są wytwarzane z konopi siewnych (Cannabis sativa).

Olej konopny to olej spożywczy, tłoczony Z NASION konopi siewnych. Bardzo bogaty w kwasy omega-3 (pisałam o nim tutaj) i można go używać do woli.

Natomiast olej CBD to ekstrakt wytwarzany Z KWIATÓW konopi siewnych i jego już do woli używać nie można. Stosuje się go w kroplach.

Jest on bardzo bogaty w kannabidiol (CBD), związek chemiczny z grupy kannabinoidów, całkowicie legalny w Polsce i nie mający właściwości psychoaktywnych.

Można spotkać też olej CBG – zawierający jeszcze inny kannabinoid – kannabigerol, również nie posiadający działania psychoaktywnego.

Kannabinoidy zawarte w olejach CBD i CBG wpływają na układ endokannabinoidowy, a tym samym na odzyskanie przez organizm homeostazy i umiejętności „samoregulacji”.

Olej CBD jest polecany w przypadku bardzo różnych dolegliwości (np. padaczka, choroba Parkinsona, stwardnienie rozsiane) .

Wiele badań wskazuje, że użycie CBD i CBG może też wspomagać leczenie chorób nowotworowych i stymulować układ immunologiczny.

W terapii nowotworów stosuje się także „medyczną marihuanę”, zawierającą jeszcze inny, psychoaktywny kannabinoid – tetrahydrokannabinol (THC) (ten, za który grożą u nas różne sankcje).

Od niedawna „medyczna marihuana” z dużą zawartością THC jest w Polsce legalna, ale tylko do celów leczniczych, a jej zakup obarczony jest wielką biurokracją.

Za to olej CBD i CBG można kupić bez problemu, pod warunkiem wszak, że ma się sporo pieniędzy, bo do tanich nie należy.

Ale trzeba pamiętać, że olej CBD to NIE JEST LEK.

Nie wpływa na konkretną chorobę i nie leczy jej, a skutki jego używania są odczuwalne dla jednych ludzi już przy jednej kropli, a dla innych dopiero przy 20.

Ja mam do oleju CBD ambiwalentny stosunek.

Z jednej strony znam sporo badań i przykładów na to, że wspomaga leczenie padaczki i innych ciężkich i trudno poddających się leczeniu chorób.

Z drugiej zaś strony mam mieszane uczucia co do „kombinowania” przy swoim układzie endokannabinoidowym bez absolutnej konieczności.

W 2006 roku wprowadzono lek na otyłość zawierający rimonabant, substancję wpływającą na układ endokannabinoidowy. Działał bardzo dobrze, ale w 2018 roku wycofano go ze sprzedaży z powodu bardzo wielu poważnych skutków ubocznych.

Oczywiście czasem choroba jest tak paskudna, że medycyna nie daje rady i zawodzą także różne naturalne metody stosowane od wieków. Wtedy używanie CBD (pomimo tych możliwych poważnych skutków ubocznych ) może być i tak jedyną drogą ratunku.

Na szczęście przy walce z podagrą jest tyle innych naturalnych i skutecznych sposobów, że ja terapię olejem CBD sobie odpuszczę.

Układ endokannabinoidowy można stymulować nie tylko dostarczając mu kannabinoidy z roślin. W naturalny sposób wytwarzają się one także podczas solidnego wysiłku fizycznego.

Ciekawe, ile sobie ich wytworzyłam podczas morderczego podjazdu tunelami na przełom Dunaju? (pisałam o tej wyprawie tutaj).

Mam plan, by je sobie wytwarzać nadal pokonując na rowerze kolejne odcinki Eurovelo 6 albo wspinając się na jakieś górki.

Zimowe sporty nie są moimi ulubionymi (wiedzą to Ci, którzy czytali „Czapka i czapetka na stoku” – tutaj) dlatego prawie czuję, jak mój układ endokannabinoidowy wierci się i nie może się już doczekać wiosny.

źródła:

Scott, Katherine A., Angus G. Dalgleish, and Wai M. Liu. „Anticancer effects of phytocannabinoids used with chemotherapy in leukaemia cells can be improved by altering the sequence of their administration.” International journal of oncology 51.1 (2017): 369-377.

Zuardi, Antonio Waldo, et al. „Cannabidiol for the treatment of psychosis in Parkinson’s disease.” Journal of Psychopharmacology 23.8 (2009): 979-983.

Dietrich, Arne, and William F. McDaniel. „Endocannabinoids and exercise.” British journal of sports medicine 38.5 (2004): 536-541.

Poplotkujmy o centurii

O centurii piszą, że jej nazwa wywodzi się od nieśmiertelnego króla centaurów, Chirona, który ponoć wyleczył nią rany zadane mu przez Heraklesa.

Tyle, że zgodnie z mitologią, Chiron nie wyleczył się wcale z rany zatrutą strzałą, zadanej mu przez Heraklesa podczas zakończonej bijatyką popijawy z centaurami.

Ponoć rana ta dokuczała Chironowi na tyle, że zdecydował się oddać swoją nieśmiertelność Prometeuszowi.

Wygląda więc na to, że z centurią i Chironem to plotka.

Ale jak w każdej plotce, tak i w tej jest ziarno prawdy.

Centuria ma bowiem bardzo wiele leczniczych właściwości.

W Macedonii i Algierii tradycyjnie leczy się nią skutecznie cukrzycę.

Ksiądz Kluk w swoim „Dykcyonarzu roślinnym” wspominał centurię jako lek na podagrę.

Ziołolecznik i ojciec wodolecznictwa, Sebastian Kneipp, w książce „Mój testament dla zdrowych i chorych” polecał podagrykom popijanie od rana do wieczora po małym łyku napar ze skrzypu (pisałam o nim tutaj), centurii i korzeni bzu czarnego.

Leonard de Verdmon Jacques, pochodzący z Łęczycy krajoznawca i badacz z przełomu XIX i XX wieku, w swoim kompendium ziołowym „Kuracja roślinna” opisuje centurię jako lek na brak apetytu, astmę, biegunkę, malarię, świnkę, pryszcze i żółtaczkę.

Naukowcy potwierdzają, że centuria pobudza wydzielanie soku żołądkowego, żółci i soku trzustkowego. Wspomaga trawienie i wchłanianie składników pokarmowych. Ma działanie przeciwcukrzycowe, przeciwmalaryczne i przeciwgorączkowe. Wyciągi z centurii są inhibitorami oksydazy ksantynowej (o niej tutaj).

Trzeba jednak z nią uważać, bo napary z centurii w większych dawkach drażnią żołądek. Zalecana dawka to 1 łyżka na szklankę wrzątku do popijania małymi łykami cały dzień.

Centuria jest rośliną rzadko u nas spotykaną i objętą częściową ochroną. Ale można ją uprawiać, więc nie ma kłopotu, żeby znaleźć suszone ziele w sklepie zielarskim.

Niektóre źródła wywodzą nazwę centurii od łacińskiego słowa CENTUM czyli STO.

Tymczasem po polsku centurię nazywa się tysiącznikiem.

Widać zawsze tłumacze mieli kłopoty z liczebnikami.

Teraz także notorycznie w różnego typu wiadomościach w telewizji angielski billion jest tłumaczony na polski jako bilion, tymczasem oznacza on miliard. A angielski trillion, oznaczający po polsku bilion, tłumaczony jest na polski jako trylion .

I z tego też biorą się różne plotki.

źródła:

Stefkov, Gjoshe, et al. „Chemical characterization of Centaurium erythrea L. and its effects on carbohydrate and lipid metabolism in experimental diabetes.” Journal of ethnopharmacology 152.1 (2014): 71-77

Hamza, Nawel, et al. „Prevention of type 2 diabetes induced by high fat diet in the C57BL/6J mouse by two medicinal plants used in traditional treatment of diabetes in the east of Algeria.” Journal of ethnopharmacology 128.2 (2010): 513-518

Valentao, P., et al. „Antioxidant activity of Centaurium erythraea infusion evidenced by its superoxide radical scavenging and xanthine oxidase inhibitory activity.” Journal of Agricultural and Food Chemistry 49.7 (2001): 3476-3479

W karnawale o zawale

Podagrykowi nie jest łatwo, kiedy poczyta trochę w podręcznikach medycyny o swojej chorobie. Hiperurykemia, będąca podłożem dny moczanowej, jest także czynnikiem aterogennym.

Oznacza to, że zwiększa ryzyko choroby wieńcowej i zawału serca.

Nie bardzo mi się ta informacja podoba.

Na szczęście dbałością o wystarczającą ilość kwasów omega-3 w jadłospisie (pisałam o nich tutaj) i aktywnością fizyczną można widmo zawału od siebie odsunąć.

A taniec, który kocham, jest z tych aktywności jedną z najprzyjemniejszych i całkowicie porównywalną z innymi rodzajami często nudnawych ćwiczeń.

Pokazują to liczne badania naukowe. Można poczytać o tym na przykład tu:

Aweto, H. A., et al. „Effects of dance movement therapy on selected cardiovascular parameters and estimated maximum oxygen consumption in hypertensive patients.” Nigerian quarterly journal of hospital medicine 22.2 (2012): 125-129.

Gomes Neto, Mansueto, Mayara Alves Menezes, and Vitor Oliveira Carvalho. „Dance therapy in patients with chronic heart failure: a systematic review and a meta-analysis.” Clinical rehabilitation 28.12 (2014): 1172-1179.

Więc chwytajcie w objęcia kogo macie pod ręką i ruszajcie do tanga La cumparsita.

Karnawał, karnawał !

I nie zagrozi nam zawał!

 

 

 

Dać się uwieść Pięknej Pani

Od czasu do czasu, kiedy zatęsknię za porządną zupą rybną z karpia albo paprykarzem z suma, wybieram się na Węgry.

W tym roku postanowiłam spędzić tam Sylwestra i wybrać się z przyjaciółmi do Egeru.

Miło jest powłóczyć się uliczkami miasta wśród barokowych zabytków i zjeść ciastko, bo cukrászda to obowiązkowy punkt programu na Węgrzech. W końcu mają tradycje z czasów Monarchii Austro-Węgierskiej.

Ech, czasem można się skusić na słynny kakaowy „dobos torta” albo orzechowo-bezowy „Esterházy torta”.

Nie ominęłam też Szépasszony-völgy, czyli (choć ciągle nie mogę uwierzyć, że to węgierskie określenie to właśnie znaczy) Doliny Pięknej Pani.

Spacerujących turystów zachęca do wejścia do doliny złocona roznegliżowana kobieca postać.

Ale to nie jedyna kokietka w tym miejscu.

Rzeźba na fontannie też kusi, tyle, że kolankiem.

Aż chciało się ją naśladować przy cygańskiej muzyce na żywo podczas sylwestrowej zabawy w Kulacs Csárda.

Cyganie dobrze znają Polaków. Wieczór sylwestrowy nie mógł się więc obyć bez „Sokołów” na cygańską nutę i głośnych śpiewów naszych rodaków.

Na szczęście cygańscy muzycy grali też ognistego czardasza i było przy czym podkasać spódnicę. 

W Nowy Rok odwiedziłam piwniczki, wykute w wulkanicznym tufie Doliny, zapraszające na degustację zacnego wina. Nikt nie przejmuje się tam łuszczącymi się ścianami i lekkim zapachem stęchlizny. Taka już uroda wykutych w skale pomieszczeń. U nas sanepid z miejsca by je zamknął.

Kto czytał moje ubiegłoroczne „Sylwestrowe toasty” (tutaj) wie, że odrobina czerwonego wina podagrykowi nie zaszkodzi. Zabrałam jak zwykle ze sobą do domu spory jego zapas. Zwłaszcza, że cenę owe wina mają też zacną.

Niezbędnym punktem programu w czasie każdego mojego pobytu w Egerze są oczywiście termy – Eger Termalfürdő.

Są bardzo duże (5 ha) i w ciepłych porach roku można tam piknikować na rozległych, trawiastych terenach.

W częściowo zadaszonym basenie głównego kąpieliska można leczyć stawy w wodzie siarkowej także zimą. Bardziej aktywni mogą popływać w dużym basenie sportowym, w którym jest przyjemnie i ciepło nawet w mrozy.

Jednak dla mnie w chłodne dni większą atrakcją jest turecka łaźnia (Török Fürdő), do której malutkie wejście można znaleźć obchodząc główne termy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Turecka łaźnia powstała w XVII wieku, a w latach 80-tych odrestaurowano jej kopułę i świeci teraz pokryta mozaiką z 200 000 złotych płytek.

Radoczynna woda działa tu zbawiennie na stawy.

Co ważne, mogą z niej korzystać nawet osoby z nadciśnieniem i chorobami układu krążenia.

6 kilometrów od Egeru leży Egerszalók, którego też nie omijam. Tam z wapiennego wzgórza wypływa gorące źródło bogate w związki sodu, siarki oraz wodorowęglanu wapnia i magnezu. Ono też polecane jest na problemy ze stawami.

Można wybrać nowoczesny kompleks wypoczynkowo-leczniczy Saliris Resort Gyógy-és Termálfüdő.

Ja wolę położone obok, małe i siermiężne termy Nosztalgiafürdő.

Woda w nich ma dla mnie bardzo dobrą temperaturę. Można zacząć od basenu z temperaturą 36 stopni, a zakończyć na 39.

W piątki i soboty termy są otwarte do 1 w nocy.

Nocna kąpiel pod gwiazdami z butelką Egri bikavér pod ręką pozwala całkowicie zapomnieć, że przyjechało się tu na jakąś kurację.

Jestem pewna, że niejeden Pan, którego przygnał w to miejsce nieznośny ból stawów, dał się tu uwieść jakiejś Pięknej Pani.

 

Noworoczne postanowienie

W Internecie roi się od różnych poradników.

Ku mojemu zaskoczeniu także takich, które pomagają podjąć postanowienie noworoczne.

A to – „rzucę palenie”, a to – „schudnę”, a to – „nauczę się języka obcego”, a to – „poprawię relacje z bliskimi”, a to – „nie będę jeść w fast food-ach” itp.

Jeden z nich zawiera podobno aż 70 różnych New Year’s resolutions.

Moje Tegoroczne Postanowienie Noworoczne, podjęte wszakże bez poradnika, jest takie, że nie będę podejmować żadnych noworocznych postanowień.

Chcę Wam jedynie złożyć życzenia noworoczne, zasłyszane kiedyś we Lwowie, w czasie pewnego bardzo mroźnego Sylwestra spędzanego w międzynarodowym towarzystwie, podczas którego mogłam witać Nowy Rok aż trzy razy.

Pierwszy przyszedł bowiem Nowy Rok według czasu rosyjskiego i mogłam wnieść toast z Rosjanami. Potem nastąpił ukraiński Nowy Rok i mogłam przyłączyć się z toastem noworocznym do Ukraińców. Wreszcie i w Polsce nadszedł Nowy Rok i mogłam go uczcić z moimi rodakami.

Życzę Wam zatem, abyście z chęcią wychodzili do pracy (zawodowej czy jakiejkolwiek innej) i z równą chęcią wracali do domu po pracy.

Szczęśliwego Nowego Roku!

 

 

 

 

 

Zgaga w świętowaniu nie pomaga

Niezależnie od tego, jak spędzamy Święta, zwykle wcześniej czy później nasze drogi doprowadzą nas do czyjegoś bardzo suto zastawionego stołu.

Bardzo lubię świąteczne biesiadowanie z moimi bliskimi, zaśmiewanie się z historyjek rodzinnych opowiadanych za każdym razem w inny sposób, śpiewanie kolęd i filozoficzne dysputy prawie do rana.

Niestety konsekwencje podjadania smakołyków bywają niezbyt przyjemne.

Jednym z moich patentów na dobre samopoczucie przy świątecznym stole jest rozpoczęcie łasuchowania łyżeczką mielonych ziół – kminku i majeranku, a jego zakończenie kieliszkiem gorzkiego likieru.

Z każdej podróży przywożę jakiś gorzki napitek.

A to Gorki List z Serbii, Unicum z Węgier, Черный Рыцарь z Białorusi, Maagbitter z Luksemburga, Rīgas Melnais balzams z Łotwy czy Fernet Stock z Czech.

W mojej kolekcji jest też Demänovka horká ze Słowacji i Averna Amaro Siciliano z Sycylii oraz różne gorzkie napitki z Rumunii, Albanii i Bóg wie skąd jeszcze.

Zgaga i niestrawność nie jest tym, co chciałabym dostać pod choinkę.

Wy zapewne także nie.

Polecam więc mój patent i życzę Wam udanych, ciepłych, miłych i bardzo zdrowych Świąt!

Nie być jak Don Kichot

Ciekawa jestem, kto podróżując na południe od Madrytu po regionie La Mancha, zajadając queso Manchego, czyli owczy ser Manchego, w towarzystwie dulce de membrillo, czyli twardej marmolady z pigwy, myśli o tym, że stosuje kurację leczniczą?

Myślę, że nie znajdziecie takich zbyt wielu.

Tymczasem bardzo prosta do zrobienia marmolada w owoców pigwy to wspaniałe i lecznicze pożywienie dla każdego.

Mnie oczywiście najbardziej interesuje, że święta Hildegarda z Bingen, której ścieżkami spacerowałam wiosną (o czym możecie poczytać tutaj) zalecała suszoną lub ugotowaną pigwę podagrykom.

I miała rację. Świętą rację.

Bo pigwa jest niezwykła.

Przegląd choćby kilku z wielu artykułów naukowych dotyczących ekstraktów z pigwy pokazuje, że są one skuteczne przy chorobach układu moczowego, mają działanie przeciwzapalne, antyoksydacyjne, zapobiegają degradacji stawów i zmniejszają stężenie kreatyniny i mocznika we krwi.

Pigwę często myli się z pigwowcem japońskim. Należą wprawdzie do tej samej rodziny, ale pigwowiec japoński to inny gatunek.

Ale on też ma wiele zalet. Działa przeciwzapalne, antyoksydacyjne i może chronić między innymi przed rakiem piersi i okrężnicy.

Wielce cieszy mnie, że można wykorzystać nie tylko zioła, ale coś tak smacznego jak marmolada z pigwy i pigwówka do walki z dną moczanową i chorobą nerek.

I co więcej, walka ta nie jest wcale beznadziejną walką z wiatrakami.

Wiedzą to ci z Was, którzy towarzyszyli mi (także wirtualnie) w rowerowej wycieczce przez przełom Dunaju (o której pisałam tutaj) i wdrapywaniu się na Babią Górę i Pilsko.

źródła:

Mirmohammadlu, Mansur, et al. „Hypolipidemic, hepatoprotective and renoprotective effects of Cydonia oblonga Mill. Fruit in streptozotocin-induced diabetic rats.” Iranian journal of pharmaceutical research: IJPR 14.4 (2015): 1207.

Al-Snafi, Ali Esmail. „The medical importance of Cydonia oblonga-A review.” IOSR Journal of Pharmacy 6.6 (2016): 87-99

Silva, Branca M., et al. „Quince (Cydonia oblonga Miller) fruit (pulp, peel, and seed) and jam: antioxidant activity.” Journal of Agricultural and Food Chemistry 52.15 (2004): 4705-4712

Ashraf, Muhammad U., et al. „Cydonia oblonga M., a medicinal plant rich in phytonutrients for pharmaceuticals.” Frontiers in pharmacology 7 (2016): 163.

Gorlach, Sylwia, et al. „Procyanidins from Japanese quince (Chaenomeles japonica) fruit induce apoptosis in human colon cancer Caco-2 cells in a degree of polymerization-dependent manner.” Nutrition and cancer 63.8 (2011): 1348-1360.

Lewandowska, Urszula, et al. „Flavanols from Japanese quince (Chaenomeles japonica) fruit inhibit human prostate and breast cancer cell line invasiveness and cause favorable changes in Bax/Bcl-2 mRNA ratio.” Nutrition and cancer 65.2 (2013): 273-285.

Co mnie łączy z Tutanchamonem

Słynny staroegipski papirus pochodzący z 1550 roku p.n.e. profesor Ebers kupił w 1873 roku od pewnego Araba, nieświadomego zapewne wielkiej wartości tego przedmiotu.

Tymczasem ów zwój okazał się podręcznikiem medycyny, chirurgii, farmacji i fitoterapii.

Wśród wielu leczniczych roślin, które zostały wymienione na papirusie, zwanym obecnie „papirusem Ebersa”, tłumacze znaleźli kolendrę siewną.

Jej nasiona były w starożytnym Egipcie towarem eksportowym.

I nie ma się co temu dziwić, bo wielce są dla człowieka pożyteczne.

Używa się ich do konserwowania i przyprawiania mięsa, dodaje do likierów, ciast i sosów.

Wspierają pracę wątroby i dróg żółciowych oraz wzmagają wydzielane soku żołądkowego. Zawarty w nasionach olejek działa uspokajająco, co tłumaczy XVI-wieczne użycie miodowanych nasion kolendry do usypiania dzieci.

Bez świeżej kolendry nie może się natomiast obejść kuchnia gruzińska, meksykańska, portugalska i wiele kuchni azjatyckich.

Dla mnie szczególnie interesującą informacją jest, że sproszkowane suszone liście kolendry w dawce 5g na dzień znacząco zmniejszyły dolegliwości spowodowane stanem zapalnym stawów.

Bardzo ciekawą cechą nasion kolendry jest też ich zdolność do usuwania z organizmu metali ciężkich, szczególnie kadmu, który nie tylko jest obwiniany o obniżanie poziomu selenu w organizmie, ale na dodatek lubi gromadzić się w naszej trzustce.

Stosując napar z nasion kolendry (1 łyżeczka rozgniecionych nasion na szklankę wrzątku naparzana pod przykryciem przez 30 minut – pić dwa razy dziennie po pół szklanki) przez dłuższy czas, trzeba pamiętać, że zubaża on organizm w witaminę B1, trzeba więc ją uzupełniać.

Badacze odkryli w grobowcu Tutanchamona nasiona kolendry, co oznacza, że musiały mu one towarzyszyć na co dzień. W mojej kuchennej szafce na przyprawy też można je odkryć, bo mam je zawsze pod ręką.

I to mnie z Tutanchamonem łączy.

A badacze mumii Tutanchamona stwierdzili, że miał on 163 cm wzrostu i szczupłą sylwetkę.

To mnie z nim nie łączy, niestety.

 

źródła:

Bhat, S., et al. „Coriander (Coriandrum sativum L.): Processing, nutritional and functional aspects.” African Journal of Plant Science 8.1 (2014): 25-33.

Rajeshwari, C. U., S. Siri, and B. Andallu. „Antioxidant and antiarthritic potential of coriander (Coriandrum sativum L.) leaves.” e-SPEN Journal 7.6 (2012): e223-e228.

Despina-Maria, Bordean, et al. „Detoxification methods in case of cadmium sulphate intoxication.” (2006): 206-211.

Sahib, Najla Gooda, et al. „Coriander (Coriandrum sativum L.): A potential source of high‐value components for functional foods and nutraceuticals‐A review.” Phytotherapy Research 27.10 (2013): 1439-1456.

Wszyscy na podium !

 

Moi Drodzy, bardzo dziękuję tym z Was, którzy wzięli udział w konkursie. Było dla mnie naprawdę wielką przyjemnością czytanie Waszych wierszyków i haseł.

Bardzo trudne okazało się wybranie jednego zwycięzcy. Jury postanowiło więc, że oprócz pierwszej nagrody zostanie przyznana także nagroda dodatkowa.

Pierwszą nagrodę otrzymuje Grażyna za wierszyk o podagryczniku. Zdradzę, że niespodzianką, o której była mowa w konkursowym poście, jest gliniany garnek do pieczenia.

„Podagrycznik – kozie ziele.
W dni powszednie i w niedziele.
Jedz „na zdrowie” – powiem szczerze,
Będziesz jeździł na rowerze.
Młode kłącza, kwiaty, liście,
Moc w roślinie – oczywiście!
Winka z ziela nalej także,
I zapomnij o podagrze!”

Nagrodę dodatkową (olejek lawendowy od świętej Hildegardy doskonały do relaksujących kąpieli, olejek cedrowy do stosowania przy katarze i bólu zatok oraz mydło z dodatkiem pszczelego wosku) otrzymuje Monika J. za wierszyk o imbirze.

„Imbir? Już się nie poplącze,
To od wieków znane kłącze,
W mleku, winie, spirytusie,
Też skutecznie działa mu się,
Na infekcje, ból i mdłości,
Niech na dobre w dom zagości.”

Pozostałe osoby, które wzięły udział w konkursie, otrzymają ode mnie w podziękowaniu drobny upominek – ręcznie robione mydło. Oprócz siły i aromatu ziół zaklęte są w nim okruszki serc wspaniałych ludzi, którzy je robili, a których dane mi było poznać osobiście w wielce przyjemnych okolicznościach przyrody.

Wszystkie osoby, które brały udział w konkursie, proszę o przesłanie na kontakt@klinikapodagryka.pl imienia i nazwiska oraz adresu, na który mają być wysłane nagrody.

 

Jak nie mieć pecha do pH

Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się z licznych reklam i publikacji internetowych, że ogromnej większości nękających nas chorób winne jest „zakwaszenie organizmu”. Musimy się zatem „odkwaszać”.

Doprowadziło to do całej masy nieporozumień i prób „odkwaszania” sobie żołądka, który z natury powinien być właśnie mocno „zakwaszony”(prawidłowe pH soku żołądkowego to ok. 1,5), żeby mógł dobrze trawić.

Warunkiem zdrowia jest stan równowagi kwasowo – zasadowej w naszym organizmie. Czyli stan optymalnego dla naszego życia stężenia jonów wodoru w przestrzeniach wewnątrzkomórkowych i zewnątrzkomórkowych. Taki optymalny stan jest utrzymywany dzięki homeostazie procesów ustrojowych, czyli ich samoregulacji.

Miarą równowagi kwasowo – zasadowej w organizmie jest pH krwi, które powinno wynosić 7,35-7,45 dla krwi tętniczej i 7,32-7,42 dla krwi żylnej.

Jak można poczytać w

Carnauba, Renata Alves, et al. „Diet-induced low-grade metabolic acidosis and clinical outcomes: a review.” Nutrients9.6 (2017): 538.

kiedy pH krwi zbliża się do dolnej granicy mamy do czynienia z przewlekłą kwasicą metaboliczną niskiego stopnia (LGMA).

Przewlekłą kwasica metaboliczna niskiego stopnia (LGMA) może prowadzić do dny moczanowej, powstawania kamieni nerkowych, insulinooporności, cukrzycy, nadciśnienia i niealkoholowego stłuszczenia wątroby.

Głównym czynnikiem wpływającym na LGMA jest dieta i brak w niej równowagi pomiędzy spożyciem zasadotwórczych owoców i warzyw, a spożyciem białka zwierzęcego i innych produktów kwasotwórczych (jak fasola czy orzechy).

Wydawałoby się, że sprawę rozwiązuje całkowite wyeliminowanie białka zwierzęcego. Ale nieumiejętnie skomponowana dieta wykluczająca mięso też może zaburzyć równowagę kwasowo – zasadową, tyle, że w drugą stronę. A to też jest szkodliwe i może prowadzić na przykład do poważnych zaburzeń w pracy serca.

Jan Sztaudynger, nasz frywolny fraszkopisarz, tak pisał o równowadze:

„By równowaga nie była zwichnięta,

Podnosząc suknię, spuszczała oczęta”.

Nasunęło mi to taką fraszka:

„By nie mieć pH nieprawidłowego,

Jadaj buraczki do schabowego”.