W najstarszym chińskim zielniku, którego autorstwo przypisuje się mitycznemu chińskiemu władcy Shennongowi, kłącze imbiru było zakwalifikowane do ziół „ministerskich”, łagodzących bardzo ciężkie choroby i przywracających życie.
Imbir był także składnikiem słynnej antytoksyny Mitrydatesa, zwanej theriak. Król Pontu ćwiczył na więźniach, na sobie i rodzinie działanie różnych toksyn, by wypróbowywać różne na nie odtrutki i dopracować się remedium na wszystkie trucizny.
Imbir wymieniany jest też jako antidotum w „Kanonie medycyny ” Awicenny.
W artykule
Saganuwan, Alhaji. „Some medicinal plants of Arabian Pennisula.” Journal of
Medicinal Plants Research 2010;4.9:767-789
przeczytałam, że kłącze imbiru było od wieków stosowane na Półwyspie Arabskim do leczenia dny moczanowej.
Roślina ta musiała zatem znaleźć wśród roślinnych leków w mojej apteczce.
Zawsze czuję, że, jako żywo, imbir razem z czapetką (wspominaną przeze mnie w „Czapka i czapetka na stoku”) wrzucony do mojego grzanego wina przywraca mi życie.
Bolące stawy i mięśnie można nacierać spirytusem imbirowym przygotowanym z suchego, sproszkowanego imbiru zalanego spirytusem w proporcji 1 część imbiru na 5 części spirytusu i odstawionego na tydzień.
Można zrobić też nalewkę zalewając 1 część świeżego, rozdrobnionego kłącza 5 częściami wódki. Po tygodniu nalewkę przecedzamy i zażywamy po małej łyżeczce przed jedzeniem. Przy okazji ma ona działanie przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne, więc taką kurację dobrze zrobić sobie w okresie szalejących infekcji.
Wędrujące bóle artretyczne można przepędzać ciepłym mlekiem z kardamonem, goździkami i imbirem.
W medycynie naturalnej ma on wiele różnych innych zastosowań. Jest przydatny na przykład w chorobie lokomocyjnej.
Chińczycy smażą go w cukrze. Ostatnio w Rossmannie udało mi się kupić bardzo smaczny imbir w czekoladzie.
Dobrze znać różne zastosowania tego kłącza. Teraz jeśli kiedyś mąż powie mi, że mu „truję”, podam mu po prostu napar z imbiru jako antidotum.