Ruta budziła zawsze trochę mieszane uczucia.
Z jednej strony ruciany wianek, palony po nocy poślubnej, był symbolem czystości i dziewictwa. Z drugiej zaś używana była przez zielarki jako środek poronny.
Żydzi płacili nią podatek świątyni, a z drugiej strony używana była do zabobonnych praktyk odpędzania złych czarów.
Wiele osób źle reaguje na rutę. Na przykład alergicy, blondynki i rude.
Kobiety w ciąży muszą się od niej w ogóle trzymać z daleka.
Zawartość furanokumaryn powoduje też, że zwiększa ona wrażliwość na światło słoneczne. Przy jej ścinaniu warto używać rękawiczek.
Ruta jest ziołem często wymienianym przez św. Hildegardę z Bingen.
Po mojej krótkiej wizycie w jej klasztorze w Ebingen (o czym było tutaj) nabrałam do Hildegardy wielkiego zaufania.
Dlatego postanowiłam zastosować jej radę i jeść 1-2 świeże liście ruty po posiłku. Ma to ustrzec mnie przed zgagą i melancholią.
Nie jestem alergikiem, blondynką ani rudą. Więc mogę rutę bez obaw jeść.
I choć jest na prawdę gorzka, polubiłam ją.
Innym patentem Hildegardy jest okład z ruty i pietruszki na atak artretyzmu albo rwy kulszowej.
20g świeżej naci pietruszki, 80g ruty, 50ml oliwy podgrzewa się 5 minut. Po ochłodzeniu do temperatury ciała przykłada się to jako kompres na bolące miejsce na godzinę. Kompres można powtórzyć.
Zrobię sobie też „wielką kurację nerek” według Hildegardy. Potrzebna jest do tego maść z rutą. W jej składzie występuje tłuszcz z niedźwiedzia (lub jelenia), nie mam więc raczej szansy zrobić jej sama. Wykosztuję się więc na któryś z gotowych produktów. Jeśli jednak ktoś ma znajomego myśliwego, może ją zrobić. Potrzeba do tego 20g liści ruty, 20g liści piołunu, 50g tłuszczu niedźwiedziego (albo z jelenia) i 5 kropli olejku różanego.
Dobrą porą na tę kurację będzie jesień. Maścią smaruje się bowiem 2-3 razy w tygodniu okolice nerek i wygrzewa się je przy otwartym kominku opalanym wiązem. Dlaczego wiązem, nie wiem. Ale, jak już mówiłam, po prostu wierzę Hildegardzie.
Posadzę też rutę w moim „miejskim” ogródku. Nie tylko po to, aby jej używać.
Odstraszy koty, które uwielbiają wygniatać moją kocimiętkę.
Ale wianka nie będę sobie z niej plotła.
I tak nikt się już nie nabierze.