Dla kogo Ludwig van Beethoven napisał słynną Bagatelę a-moll, nazwaną „Dla Elizy”, nikt nie wie. Może w ogóle nie dla Elizy, tylko dla Teresy, która dała mu kosza. Albo dla Nieśmiertelnej Ukochanej, której tożsamości biografowie do dziś nie rozszyfrowali.
Ale na pewno nie napisał jej dla Elizy Orzeszkowej. Nie mógł jej znać, bo urodziła się po jego śmierci. Jednak kto wie, czy nie napisałby tego utworu dla niej, gdyby ją znał.
Bowiem Eliza Orzeszkowa kochliwa i romansowa była, choć jak patrzę na jej portrety, to trudno mi uwierzyć.
Jednak są różne gusta. Są też podobno mężczyźni, których pociąga w kobietach intelekt.
W Grodnie, które odwiedziliśmy w jednodniowej przerwie w spływie kajakowym, stoi dom Orzeszkowej zmieniony na muzeum i coś w rodzaju „domu kultury”. Przewodniczka opowiadała nam śpiewną i miękką polszczyzną historię życia pisarki.
I wtedy polubiłam Elizę. Za jej kochliwy charakter, za ogromne zaangażowanie w pomoc ludziom i za jej miłość do roślin. Była nie tylko kolekcjonerką ziół i zbieraczką opisów ich użycia w celach leczniczych, ale także artystką.
Tworzyła z suszonych roślin takie piękne kompozycje.
Wiele lat temu robiłam obrazki z pojedynczych suszonych roślin, aby ozdobić jedną z pustych ścianę mojego domku. Nie umiem rysować i uznałam, że natura najlepiej rysuje przepiękne rośliny, a ja tylko jej prace zamknę w ramkach.
Zainspirowana przez Elizę wrócę do tego „rękodzieła” i zamierzam się w tej aktywności trochę rozwinąć.
Was też do tego zachęcam.
I poczytam ponownie „Nad Niemnem”. Ale teraz będę tam szukała roślin. W końcu Orzeszkowa opisała ich tam aż 140.
W szkole czytając lektury opuszczało się opisy przyrody.
Teraz czytając „Nad Niemnem” opuszczę fabułę.