Pola zbóż przetykane bławatkami są jednym z moich ulubionych obrazów z dzieciństwa i wakacji na wsi.
Dla mnie im więcej tych bławatków było, tym lepiej. Dla mojego wujka, który pola te uprawiał, zapewne przeciwnie.
Łacińska nazwa bławatka to Centaurea cyanus .
Hipokrates utrzymywał, że roślinę tę wskazał Grekom centaur Chiron, biegły w sztuce lekarskiej. Ojcem Chirona był Kentauros, który miał jakieś tam konszachty z greckimi bogami. Matką zaś była klacz z Magnezji.
Hmm, zaczynam myśleć, że to może nie przypadek z tymi końmi i ich znajomością leczniczych roślin, o której napomykałam we wpisie „Z wizytą w stajni” (tutaj).
Moczopędne i przeciwzapalne właściwości kwiatów chabru bławatka wykorzystywane są w leczeniu chorób nerek i kamicy nerkowej.
Ze względu na swoje silne działanie kwiat bławatka jest stosowany jako niewielki dodatek do różnego rodzaju mieszanek ziołowych. Przepis na jedną z takich stosowanych przeze mnie od czasu do czasu mieszanek podam niebawem przy opisie innej rośliny.
Kwiaty bławatka są jadalne, warto więc wykorzystać ich piękną barwę i pokrój, dodając je do sałatek i innych potraw. Są nie tylko efektowne. Zawierają sole magnezu i potasu.
Zamrożone w kostkach lodu mogą być naprawdę uroczą ozdobą talerza.
Napar z kwiatów bławatka w postaci ciepłych okładów na oczy jest bardzo skuteczny przy zapaleniu spojówek i brzegów powiek. Wielokrotnie ten sposób sprawdziłam.
Wielką miłością do tego pospolitego chwastu pałał cesarz niemiecki Wilhelm I Hohenzollern.
Był to jego ulubiony kwiat. To jeden z przykładów jego zamiłowania do pruskiej skromności, której symbolem był właśnie bławatek.
Miłość do chabrów bławatków jest niestety jedynym, co mnie łączy z cesarzem.
Do pruskiej skromności mi daleko.
W końcu piszę bloga i zabiegam o czytelników, a polubienia mile mnie łechcą.
A to przejawem skromności nie jest.