Pewnej mroźnej jesieni wybrałam się do Solca Zdroju (mojego ulubionego uzdrowiska, o którym pisałam tutaj) na zorganizowany przez siebie samą „turnus odnowy biologicznej”, bo dość podle się czułam.
A wszystko przez to, że z powodu nawału pracy i wariactwa związanego z końcem sporego projektu fatalnie się odżywiałam. A właściwie „odżywiałam” to źle powiedziane. Coś tam po prostu wrzucałam do żołądka i nie miałam zupełnie czasu na zajmowanie się ziołami i sobą.
Postanowiłam, oprócz stosowania kąpieli w siarkowych wodach, wykorzystać ten czas na kurację wodą Józef, stosowaną przy dnie moczanowej.
Nie byłam pewna, czy w Solcu uda mi się ją kupić. Postanowiłam więc zabrać zapas ze sobą. Kuracja to 2 litry wody dziennie, więc na 10 dni musiałam zabrać 40 półlitrowych butelek. Pojechałam do Solca z bagażnikiem pełnym butelek Józefa, kupionych przez Internet i zapakowanych w kartony, w których przywiózł mi je kurier.
Z powodu sporego mrozu musiałam zabrać je do pokoju w pensjonacie, czym wzbudziłam widoczne na twarzach personelu zdziwienie.
Przy recepcji była informacja, że pensjonat zapewnia pełną dyskrecję. Pewnie dlatego nikt nie zapytał, cóż ja tak targam do pokoju ani nie zaproponował pomocy. Choć w stanie, w jakim tam przyjechałam, pomoc ta bardzo by mi się przydała.
Człapałam po schodach jak bardzo schorowana osoba.
Wodę Józef trzeba pić po 200-300ml jednorazowo, większą część do południa, mniejszą zaś wieczorem. Na pół godziny przed piciem wody nie należy jeść świeżych owoców.
Ale UWAGA! Trzeba pamiętać, że osoby z różnymi innymi schorzeniami powinny zapytać swojego lekarza, czy mogą ją stosować. Niewskazana jest na przykład przy schorzeniach tarczycy.
Ma specyficzny smak i musiałam się do niej długo przekonywać. Zaleca się miesięczną kurację pitną, ale jakoś nigdy nie udało mi się tego zrobić. No bo wolnego miesiąca to ja nie mam. A targanie butelek Józefa do pracy było ponad moje siły.
Jednak już moja 10-dniowa kuracja okazała się też bardzo skuteczna. W połączeniu z kąpielami w siarkowej wodzie, codziennym pływaniem w basenie, długimi spacerami i wybieraniem w restauracji bezmięsnych dań spowodowała, że poczułam się jak młody bóg i biegałam po schodach pensjonatu niczym kozica, pełna energii i bardzo zadowolona.
Personel musiał być chyba przekonany, że przywiozłam ze sobą sprzęt do produkcji amfetaminy.