Uczmy się od aniołów

Podróżując jako pasażer nudnymi autostradami i nie chcąc zamęczać męża ciągłym strofowaniem, że jedzie za szybko lub za blisko innego samochodu, przeglądam często pytania na forach internetowych dotyczące naturalnych metod leczenia różnych przypadłości. Czasem trochę doradzam.

Kiedyś padło pytanie o leczenie wielotorbielowatości nerek.

Odpisałam, że też z tym walczę od lat skutecznie i że wobec tego zapraszam na blog, gdzie opisuję różne moje metody.

Za dwa dni autorka pytania przysłała mi wiadomość z prośbą o wskazanie, w którym z postów jest wymieniony konkretny ziołowy lek na jej dolegliwość, bo ona nie ma czasu czytać bloga. Chciałaby tylko ten jeden post przeczytać i ten lek już zacząć zażywać. Więc najlepiej, gdybym wskazała też sklep, w którym można go kupić.

A jeśli ten konkretny post ma się dopiero pojawić, to prosi, żebym na adres mejlowy przesłała go trochę wcześniej, przed publikacją.

Niestety takiego posta nie ma. Gdybym znała lek na wielotorbielowatość nerek byłabym pewnie bardzo bogata.

Niemniej stosowane przeze mnie przez lata naturalne metody wspomagania nerek, opisywane w kolejnych wpisach, niewątpliwie przyczyniły się do tego, że moje nerki, mimo dny moczanowej i torbieli, są w całkiem dobrym stanie.

Ale metody te wymagają pewnej cechy, zwanej czasem „anielską”.

CIERPLIWOŚCI.

Bo, jak mówił Jean-Jacques Rousseau:

„Cierpliwość jest gorzka, ale jej owoc jest słodki”.

Niestety inny aforyzm (autorstwa Aleksandra Kumora) na temat cierpliwości mówi, że „anielska cierpliwość wymaga diabelskiej siły”.

Ja też nie zawsze tę siłę mam. Czasem wkurzam się na los, denerwuję się tymi różnymi ziołowymi kuracjami i na chwilę odpuszczam.

Niemniej jednak staram się ćwiczyć cierpliwość. I Was też do tego zachęcam.

Można zacząć od wędkowania.

Albo od załatwienia w Urzędzie Gminy formalności związanych z remontem starego ogrodzenia.