Koniec roku to czas planów i nadziei związanych z nadchodzącym Nowym Rokiem.
Ale jak tu być optymistą, kiedy wszędzie słyszymy głosy wieszczące zbliżającą się zagładę ludzkości. Prorokuje się ogromne upały, brak wody, żywności, zalanie wodą całych miast i krajów.
W roku 1898 w Nowym Jorku odbyła się międzynarodowa konferencja urbanistyczna. Rozmawiano na niej właściwie tylko na jeden temat – końskiego łajna. Nie nadążano ze sprzątaniem miast. Prognozowano, że do 1950 roku każda większa ulica w Londynie będzie przykryta trzema metrami końskiego nawozu, a w Nowym Jorku już w 1930 roku nawóz ten miał sięgnąć drugiego piętra domów na Manhattanie.
Zawsze zaskakuje mnie, jak wiele osób nie lubi Świąt Bożego Narodzenia.
Nie znoszą przygotowań, porządków, przygotowywania prezentów.
Wprost nienawidzą spotkań w rodzinnym gronie, świątecznego patosu, wrzeszczącej dzieciarni i ciotek zadających wciąż te same pytania typu:
„Kiedy znajdziesz sobie męża”?
„Kiedy planujecie dzieci”?
Ja zawsze kochałam Święta.
Może dlatego, że moja Mama była mistrzem w przełamywaniu tradycji.
Nie ma za bardzo czasu w tym roku na umycie okien na Święta? Więc będą brudne.
Prawie nikt nie lubi kompotu z owocowego suszu? Będzie więc kompot z mrożonych wiśni.
Jakoś karp nie cieszy się powodzeniem. Ale ryba musi być. Zrobimy dorsza.
Nie przepadacie za kluskami z makiem? No, ale przecież mak tradycyjnie musi być. Więc upieczemy makowiec.
Nikt nie lubi długich przemówień. Wystarczyło więc: „Cieszę się, że jesteśmy razem i obyśmy spotkali się w tym samym lub większym gronie w następnym roku”.
Na nieśmiertelne pytanie cioci: „kiedy znajdziesz sobie porządnego chłopaka?” można było za każdym razem odpowiedzieć (bez obrywania po uszach), że „w swoim czasie ciociu, w swoim czasie”.
A bombki można powiesić i na drzewie owocowym.
Z wielką radością czekam na Wigilię.
Czekam na to, by znów w zachowaniu mojej córki ujrzeć siebie samą, w uśmiechu mojego bratanka zobaczyć uśmiech mojego brata, ojca i dziadka, a w nostalgicznych oczach mojej siostrzenicy dostrzec moją babcię.
Czekam na kolędy, które będziemy śpiewać narzekając, że nikt nie pamięta więcej niż jednej zwrotki.
Czekam na rozmowy, żarty i wspominanie tych samych rodzinnych historii w różnych wersjach.
Czekam na to, jaką wpadkę jako gospodyni znów zaliczę. Zapomnę przecież o czymś zawsze, jak nie o kupnie wazy do zupy grzybowej, to o przygotowaniu kubeczków na gorący barszczyk…
Czekam, kiedy ktoś pierwszy znów zacznie narzekać, że jak zawsze jest za mało pierogów.
Bo to takie nasze rodzinne tradycje.
Tradycja jest bardzo ważna.
Pamiętacie, jak mawiał Tewij Mleczarz w „Skrzypku na dachu”?
„Without our traditions, our lives would be as shaky as a fiddler on the roof”.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by sztywną tradycję trochę przełamać i ogólny, stały i niezmienny „konspekt” Świąt wypełnić po swojemu.
Bardzo lubię miód. Miód bławatkowy jest jednym z moich ulubionych. To znakomity lek na stany zapalne nerek.
Nie udaje mi się go ostatnio kupić, pewnie dlatego, że rzadko udaje mi się też spotkać bławatki (więcej o bławatkach tutaj).
O leczniczych właściwościach miodu napisano już całe tomy. Ale zwykle nie mówi się o tym, że jest on lekiem na dnę moczanową.
Tymczasem miód dębowy, kasztanowy i wielokwiatowy hamują nadaktywność oksydazy ksantynowej (dlaczego trzeba ją hamować przeczytacie tutaj), a kuracja miksturą miodowo-cynamonową pomaga obniżyć poziom kwasu moczowego porównywalnie do allopurynolu (leku stosowanego na dnę moczanową – o nim tutaj).
Aby przygotować dzienną porcję tej mikstury gotuje się 15g cynamonu z 100ml wody w temperaturze 90 stopni przez 30 minut. Potem należy przecedzić płyn przez flanelową ściereczkę i wymieszać z łyżką miodu. Kurację przeprowadzamy przez tydzień.
Przy okazji trochę o cynamonie.
Jakiś czas temu zrobiło się o nim głośno, ponieważ zawiera kumarynę, toksyczną dla nerek i wątroby.
Cynamon to wysuszona kora cynamonowca. Najpopularniejsze cynamonowce to cynamonowiec cejloński (Cinnamomum verum) oraz cynamonowiec wonny (chiński), inaczej kasja (Cinnamomum cassia).
Okazuje się, że jedna łyżeczka cynamonu kasja może zawierać do 12 mg kumaryny. A to jest dużo więcej niż dopuszczalne dzienne spożycie według Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA).
Natomiast cynamon cejloński nie zawiera prawie wcale kumaryny.
Do miodowej mikstury trzeba użyć prawie 3,5 łyżeczki cynamonu. Musi to być zatem cynamon cejloński. Inaczej zaaplikujemy sobie dawkę kumaryny wielokrotnie większą, niż dopuszczalna. A to po tygodniu stosowania może odbić się na naszej wątrobie.
Ale jak odróżnić te dwa rodzaje cynamonu?
cynamon kasja jest skręcony w pojedyncze i gładkie laski, a laska cynamonu cejlońskiego przypomina w przekroju cygaro;
zmielonycynamon kasja ma kolor brązowo-rdzawy lub czerwonawy, a cynamon cejloński ma barwę żółtobrązową;
cynamon kasja ma piekący i cierpki smak, a cynamon cejloński ma smak delikatny, słodkawo-korzenny, piekący tylko leciutko;
laskicynamonu kasja mielą się bardzo ciężko, a laski cynamonu cejlońskiego są kruche i mielą się bardzo łatwo:
Można także wykonać test jodyną. Pod jej wpływem cynamon chiński zabarwia się na głęboki, niebieski kolor. W przypadku cynamonu cejlońskiego reakcja ta jest bardzo znikoma.
Stosując miodowo-cynamonową kurację trzeba pamiętać, że cynamon nie jest wskazany dla osób z chorobami wrzodowymi przewodu pokarmowego i dla kobiet w ciąży.
Nie wiem, kto wymyślił przysłowie, które zacytowałam w tytule tego wpisu.
Ale świetnie opisuje ono skutki miodowo-cynamonowej kuracji.
Zbliża się Sylwester i Karnawał. Trzeba być w dobrej formie.
źródła://
Nurhayati, Yeti, and Tresia Umarianti. „Therapy of Cinnamon Decoction using Honey in Reducing Gout.” Indonesian Journal of Medicine 3.3 (2019): 124-128.
Sahin, Huseyin. „Honey as an apitherapic product: its inhibitory effect on urease and xanthine oxidase.” Journal of enzyme inhibition and medicinal chemistry 31.3 (2016): 490-494.
Ranasinghe, Priyanga, et al. „Medicinal properties of ‘true’cinnamon (Cinnamomum zeylanicum): a systematic review.” BMC complementary and alternative medicine 13.1 (2013): 275.