Kawa. Bardzo dużo już napisano na jej temat.
A Jan Sebastian Bach skomponował nawet „Kantatę o kawie”.
Ku mojemu wielkiemu ubolewaniu, wertując liczne poradniki dla chorych na dnę moczanową, znalazłam ją na liście produktów zabronionych.
A ja kawę wprost uwielbiam. Włoska caffetteria to miejsce, w którym mogłabym przesiedzieć cały dzień podsłuchując, jak Włosi już z samego rana rozmawiają o bardzo ważnych sprawach bieżących.
A to gdzie pójdą na kawę w czasie porannej przerwy w pracy, a to gdzie tym razem będą jedli „pranzo”, a to gdzie się spotkają wieczorem na „cena”. W Mediolanie można podsłuchać jeszcze, gdzie po drodze na „cena” najlepiej wpaść na „aperitivo”.
Czasem dojdzie nawet do ostrej sprzeczki na tle ilości „prezzemolo” w sosie z tuńczyka.
Popijając tam cudowne espresso doppio zawsze się zastanawiam, dlaczego u nas kawiarnie tak pięknie nie pachną. Przecież też podają w nich kawę.
Ku mojej radości w badaniach opublikowanych w
Roddy E, Doherty M: Epidemiology of gout. Arthritis Research & Therapy 2010, 12:223.
wyczytałam, że spożycie sześciu filiżanek kawy dziennie zmniejsza ryzyko ataku dny moczanowej. Ale kto wytrzyma taką dawkę kofeiny? Jak się jednak okazuje ryzyko to zmniejsza także kawa bezkofeinowa.
Może nie są to jakieś bardzo obszerne badania, ale było mi zadziwiająco łatwo uznać je za wystarczająco przekonujące. Przyjęłam na swoje potrzeby, że dwie małe kofeinowe kawy i dwie duże bezkofeinowe dziennie będą w sam raz.
Jeśli zdarzy mi się być we Włoszech po prostu rzucam się na kawę i szybciutko przypominam sobie przytoczone wyżej badania. Pomna jednak tego, że kofeina pozbawia mnie magnezu, łykam wtedy zawsze „jakiś magnez”.
Kiedyś zadawałam sobie trud analizowania, z którego z licznych preparatów magnezowych magnez się przyswaja mniej, a z którego więcej i jakie dawki stosować. Aż wreszcie uznałam, że trzeba byłoby zrobić z tego tematu doktorat. Więc nie przejmuję się tym już tak bardzo. Wolę się skupić na przyswajaniu włoskich słówek.
A magnezu mniej lub więcej i tak mi się przyswoi.