Ucieszmy się Świętami

Bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. To zasługa mojej mamy, która nauczyła mnie, że niczego w święta NIE MUSZĘ. Pierniki w domu piekliśmy tylko wtedy, kiedy akurat wszystkich naszło, żeby w któreś tam Boże Narodzenie to właśnie zrobić. Czasem było dwanaście potraw, bo tak wyszło. Czasem potraw było dziesięć, a za jedenastą i dwunastą uznawaliśmy na potrzeby Wigilii herbatę i chleb.

Ucieszmy się Świętami. Wolnym czasem, kolędami. Że już ich tysiąc razy słuchaliśmy? To co z tego? Można je zinterpretować na różne sposoby i na pewno każdy znajdzie jakieś wykonanie, które może mu się spodobać.

Posłuchajcie mojej ulubionej kolędy. Zobaczcie jak różne są te dwie aranżacje.

Bóg się rodzi !

A jeśli ktoś w niego nie wierzy, niech raduje się ze Świąt z tymi, którzy w niego wierzą.

W końcu nie muszę być kibicem piłki nożnej, żeby cieszyć się razem z mężem, że Szczęsny obronił karnego.

WESOŁYCH ŚWIĄT !

„Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się lęk”

Ciągle czymś nas się straszy. A to że zabraknie wody, a to że zabraknie energii…

A przecież w Afryce żyje plemię Himba, które nie używa w ogóle wody do mycia. Mają jej tak mało, że wystarcza im tylko do gotowania. Do higieny używają masła, olejków roślinnych, popiołu i ceglastej glinki.

Można? Można.

Amisze natomiast nie korzystają z elektryczności.

Można? Można.

U mojej babci był piec, który ogrzewał tylko kuchnię i jeden pokój. I tam odbywało się zimą codzienne życie. A spało się w nieogrzewanych pokojach. Zresztą z korzyścią dla zdrowia.

Można? Można.

Nie bójmy się życia i tego, co może nam przynieść.

Póki możemy budzić się rano, patrzeć na słońce, zielone drzewa i na swoich bliskich, jest dobrze.

Nie bójmy się. Bo, jak powiedział Osho, hinduski guru, „życie zaczyna się tam, gdzie kończy się lęk”.

Życzę Wam Nowego Roku wolnego od strachu i lęku!

„Co podzielone niech się scali”

Czytając prasę, komentarze w sieci czy oglądając wiadomości widzę świat bardzo podzielony.

Zawsze był podzielony. Na tych, którzy wolą Święta Bożego Narodzenia od Świąt Wielkiej Nocy. Na tych, którzy kochają Święta i na tych, którzy ich nienawidzą. Na tych, którzy wolą pomidorową od rosołu i tych, którzy wolą deskę od nart. Na tych, którzy uważają, że pomoże im Bóg i na tych, którzy uważają, że mogą pomóc sobie jedynie sami. Na tych, którzy lubią jazz i na tych, którzy lubią disco polo.

Ale coraz mniej w ludziach szacunku dla drugiego człowieka, który myśli czy czuje inaczej.

A przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Wszyscy lękamy się, boimy, cieszymy, kochamy, umieramy.

W te Święta życzę nam wszystkim, abyśmy poczuli wspólnotę z każdym napotkanym człowiekiem. Bez względu na to, jakie ma poglądy.

Bo na pewno jest COŚ, co ON czuje DOKŁADNIE TAK SAMO jak MY.

Spokojnych Świątecznych Dni!

Z lubością o lubczyku

Lubczyk to krewniak selera, pietruszki i podagrycznika, o których już pisałam.

(seler – tutaj, pietruszka – tutaj i podagrycznik – tutaj).

Bardzo lubię jego smak. Świeże liście dodaję do rosołu, potraw mięsnych, sosu pomidorowego i posypuję nimi jajecznicę.

Aby zachować aromat liści lubczyku na dłużej można je zamrozić albo zakonserwować w oleju.

Do celów leczniczych używa się przede wszystkim korzenia lubczyku. Pomaga on likwidować obrzęki i pozbywać się kwasu moczowego i mocznika. Zapobiega także kamicy moczowej.

Kobiety w ciąży i karmiące powinny lubczyku unikać. Trzeba też pamiętać, że ma on właściwości fotouczulające. Zwłaszcza kiedy używa się jego alkoholowych wyciągów nie należy zbytnio wystawiać się na słońce.

Ponieważ uwielbiam wychodzić na słońce postępuję z lubczykiem ostrożnie. Świeżego używam jako przyprawy, a suszony korzeń dorzucam do różnych mieszanek ziołowych, z których robię napary.

Jedna z nich to mieszanka z korzenia lubczyku, liści brzozy, ziela skrzypu, strąków fasoli i owoców dzikiej róży w równych proporcjach. Zalewa się w termosie czubatą łyżkę mieszanki dwiema szklankami wrzątku. Po godzinie napar jest gotowy i można go sobie popijać po trochu przez cały dzień.

Włosi dodają lubczyk do bardzo prostej w przygotowaniu konfitury z ogórków (Confettura Cetrioli e Levistico), którą jada się jako dodatek do serów. Przepis na tę konfiturę znajdziecie tutaj.

Syreniusz pisał o lubczyku, że „do kąpania y mycia używaią: Albowiem ciało chędogie suptylne y gładkie czyni”.

Przypuszczał on, że polska nazwa tej rośliny pochodzi „od Lubości do ktorey cielesność wzbudza”.

Być może opinia o lubczyku jako afrodyzjaku jest nieco przesadzona, ale zawiera on związki, które mogą mieć w tej kwestii pewne znaczenie.

Nie robiono wprawdzie badań naukowych na ludziach dotyczących tego aspektu działania lubczyku, ale kto nam zabroni zrobić testy na sobie?

Włoska konfitura z ogórków z lubczykiem (Confettura Cetrioli e Levistico)

Składniki:

500 g ogórków (takich do kiszenia)

200 g cukru

pół  cytryny

posiekane drobno liście lubczyku

Przygotowanie:

Umyj i obierz ogórki. Przekrój na pół i usuń nasiona. Pokrój ogórki w kosteczkę. Dodaj cukier i sok z cytryny i odstaw do lodówki na 3 godziny. Po tym czasie gotuj ogórki tak długo, aż płyn wyparuje. Następnie rozdrobnij całość ręcznym blenderem i gotuj tak długo, aż kropla konfitury upuszczona na zimny spodek nie będzie się rozlewać. Dodaj lubczyk. Włóż do wyparzonych słoiczków i odwróć je do góry nogami.

Gotowe.

Najlepiej smakuje z serami.

Tę konfiturę można zrobić także z dodatkiem wanilii zamiast lubczyku.

Smacznego !

 

„Gdyby kózka nie skakała…”

Ostatnio żyjemy w strachu. Jedni boją się choroby mniej, inni bardziej. Czasem ci, którzy boją się mniej, także chorują. I wtedy ci, którzy boją się bardziej, zwykli mówić im: „gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała…”.

Ale nie znają chyba wierszyka Juliana Tuwima, który od tego znanego porzekadła się zaczyna.

A brzmi on tak:

„Żeby kózka nie skakała,
Toby nóżki nie złamała.
Prawda!

Ale gdyby nie skakała,
Toby smutne życie miała.
Prawda?”

Coraz częściej te strofki przychodzą mi do głowy. Zwłaszcza, kiedy patrzę na filmy z rozpędzania przez policję tanecznych imprez i pikników w parku.

Wierszyk Tuwima przywodzi mi natychmiast na myśl bliską mojemu sercu parę miłośników i hodowców kóz, Magdę i Krzysztofa. To właśnie ich kózki pozowały do zdjęć, które możecie zobaczyć w tym wpisie.

Kozy udomowiono już jakieś 10 tysięcy lat temu. W starożytności ich mleko było bardzo cenione. Stosowano je do zabiegów kosmetycznych oraz jako środek leczniczy. Historycy spierają się, czy Kleopatra używała w swoich rytuałach piękności koziego, czy oślego mleka. Zawsze, kiedy mam okazję zobaczyć Magdę i jej śliczną cerę, nabieram pewności, że było to jednak kozie mleko.

Mleko kozie zawiera więcej wapnia, fosforu i magnezu niż mleko krowie i ludzkie. Jest ważne w profilaktyce chorób krążenia, nowotworów, alergii. Polecane jest dla niemowląt, osób starszych, rekonwalescentów.

Twaróg z mleka koziego powinien znaleźć się w menu osób cierpiących na wrzody i zaburzenia żołądkowo – jelitowe.

Od łacińskiego słowa capra (koza) wywodzi się nazwa kwasu kaprylowego, który występuje w kozim mleku. Zapobiega on owrzodzeniom jelit, kandydozie i otyłości. Jest także doskonałym kosmetykiem.

Podagrykom polecam jogurt z mleka koziego. Badania wykazały, że obniża on poziom kwasu moczowego.

Największego z greckich bogów, Zeusa, wykarmiła koza Amaltea.

Pijcie kozie mleko i jogurty.

Poczujecie się BOSKO !

źródła:

Zenebe, T., Ahmed, N., Kabeta, T., & Kebede, G. (2014). Review on medicinal and nutritional values of goat milk. Academic Journal of Nutrition, 3(3), 30-39.

Lemarie, F., Beauchamp, E., Drouin, G., Legrand, P., & Rioux, V. (2018). Dietary caprylic acid and ghrelin O-acyltransferase activity to modulate octanoylated ghrelin functions: What is new in this nutritional field?. Prostaglandins, Leukotrienes and Essential Fatty Acids, 135, 121-127.

Sujono, S., Bekti, Y., Hikmawan, H., & Yuananda, Y. (2016). Effect of Goat Milk Yogurt towards Reducing Uric Acid, Cholesterol, and Blood Glucose Level. International Journal of Applied Environmental Sciences (IJAES), 11(5), 1189-1197.

Nie całkiem Perfekcyjna Pani Domu

Ostatnie spotkania z „młodym pokoleniem” dały mi możliwość zasięgnięcia informacji, co też dzieje się na innych tematycznie internetowych blogach. Zapoznałam się z nowym trendem na „nieperfekcyjną panią domu”.

Jak pokazują komentarze pod wpisami na takich blogach, czytelnicy są zachwyceni i czują się znacznie lepiej wiedząc, że nie tylko im nie wychodzi sernik i nie tylko oni nie mają czasu i chęci na pranie, prasowanie, odkurzanie itd.

Na blogach tych można znaleźć porady, jakie płytki położyć na podłodze, aby nie było w ogóle widać na nich kurzu, albo jaki kolor blatu będzie świetnie udawał czystość lepiąc się od brudu. Można też przeczytać tam, że sprzątanie mieszkania to nie jest ważna sprawa, bo są znacznie ważniejsze, np. dbanie o siebie i swoje paznokcie.

Nie jestem Perfekcyjną Panią Domu. Zawsze brakuje mi na wszystko czasu. Na układanie ubrań w szafie, na powolne przygotowywanie piernika, na ulepienie wystarczającej ilości pierogów itd.

Ale nie da się zrobić wszystkiego. I nie mam wyrzutów sumienia.

Jeśli jednak brakuje mi czasu na odkurzanie, to już te wyrzuty mam.

Nie od dziś wiadomo, że roztocza są źródłem alergenów i powodują choroby układu oddechowego, w tym astmę.

Dlatego ważne jest odkurzanie (najlepiej z filtrem HEPA), choć ono całkiem nie załatwia sprawy. Usuniemy w ten sposób jedzonko dla roztoczy, ale ich samych raczej nie.

Potrafią bardzo silnie trzymać się dywanu czy pościeli.

Temperatura poniżej minus 18 stopni zabija roztocza.

Dlatego najlepszą metodą pozbycia się ich jest wietrzenie pościeli i dywaników w bardzo mroźne i suche dni. Ostatni atak „Bestii ze wschodu” pozwolił mi pozbyć się przynajmniej części z niechcianych w moim domu lokatorów.

Ostatnimi czasy u nas o mróz trudniej. Ale można roztocza zabijać także latem temperaturą powyżej 45 stopni.

Kto ma dużą zamrażarkę może wrzucić do niej pościel na kilka godzin.

Takie działania może pozwolą nam uniknąć w przyszłości wielogodzinnego poszukiwania w necie licznych i cudownych metod przywracania zdrowia.

źrodła://

Wilson, Jeffrey M., and Thomas AE Platts-Mills. „Home environmental interventions for house dust mite.” The Journal of Allergy and Clinical Immunology: In Practice 6.1 (2018): 1-7.

Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija

Mija kolejny rok. Ale nie obudzę się niestety pierwszego stycznia 2021 roku w innej rzeczywistości.

Jeszcze przez jakiś czas będę zapewne czuła się, jakbym grała w filmie „Dzień świstaka”. Będzie dzwonił budzik i będę po raz kolejny budzić się w tym samym dniu. Będę powtarzać te same czynności. Nie będę robić konkretnych planów, bo następny dzień znów będzie przecież „dniem świstaka”.

Ale wiem, że to minie.

„Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.”

Wisława Szymborska

Życzę Wam i sobie, aby Nowy Rok uwolnił nas od lęków i ograniczeń i dał nam w pełni cieszyć się życiem.

Szczęśliwego Nowego Roku !!