Przytulanki w brzezinie

 

Brzoza ma w sobie delikatność, szlachetność i jakąś magię. Nic dziwnego, że uchodziła za symbol władzy u starożytnych Rzymian i za drzewo święte w wierzeniach słowiańskich i nordyckich. Dziś nauka potwierdza jej „magiczną ” moc.

Kora brzozy zawiera leczniczą betulinę oraz jej pochodne. Kwas betulinowy ma działanie przeciwalergiczne, przeciwzapalne, przeciwwirusowe i wywołuje samobójczą śmierć komórek czerniaka. Wprawdzie kwas ten jest słabo rozpuszczalny w wodzie, ale połączenie go z glicyną bardzo zwiększa tę rozpuszczalność. Glicyna to pochodna amoniaku. Amoniak to z kolei składnik potu. Nie jestem chemikiem, ale ładnie mi się to łączy w logiczną całość i uzasadnia używanie w saunie właśnie brzozowych witek.

Kiedyś myślałam, że to okładanie brzozowymi witkami w „ruskiej bani” to tylko pobudzanie krążenia krwi i niezła zabawa. Teraz sądzę, że może to być także dobra profilaktyka różnych chorób. Być może także poważnych chorób skóry.

Dobrze, że saunę bardzo lubię. O jej innych zaletach było w „Sauna – da się polubić i fałdki”.

Ale brzoza to nie tylko betulina. Jak piszą w

Havlik, Jaroslav, et al. „Xanthine oxidase inhibitory properties of Czech medicinal plants.” Journal of Ethnopharmacology 2010;132(2):461-465,

etanolowy wyciąg z liści brzozy jest inhibitorem XO.

Takim właśnie etanolowym wyciągiem jest Succus Betulae, zwany „sokiem brzozowym”. Jest to sok wyciśnięty ze świeżych liści brzozy i utrwalony alkoholem.

Jest to preparat silnie działający i nie polecam go kobietom w ciąży i karmiącym. Muszą na niego uważać też osoby z poważnymi uszkodzeniami nerek i chorobami serca.

Czasem, kiedy doskwierają mi problemy z drogami moczowymi, robię sobie krótką kurację tym preparatem, stosując się dokładnie do zaleceń producenta. Ale tylko przez tydzień, góra dwa.

Opisanego wyżej „soku brzozowego” nie należy mylić z prawdziwym sokiem brzozowym, zwanym po staropolsku oskołą, który jest sokiem uzyskiwanym z nacięcia w pniu brzozy zrobionego wczesną wiosną. Nim opijać się można do woli.

Kto czytał „Sylwestrowe toasty” wie, że lubię się czasem napić wina. Sok brzozowy wymieszany  z włoskim musującym prosecco to świetny napitek dla mnie na imprezkę przy topieniu marzanny.

Patrząc na śnieg za oknem obawiam się jednak, że w tym roku na ognisku po utopieniu marzanny trzeba będzie napić się raczej grzańca. Ale kto czytał „Czapka i czapetka na stoku” wie, że to też dla podagryka lekarstwo.

Sok brzozowy, napary i odwary z liści brzozy były od wieków  sprzymierzeńcami  w leczeniu  dny moczanowej.

Wczesną wiosną (marzec-kwiecień), kiedy przez kilka dni temperatury sięgają 10-15 stopni, można sobie samemu utoczyć soku z brzozy. Aby nie zaszkodzić zbytnio drzewu nacięcie nie powinno mieć więcej niż 4 cm głębokości. Trzeba je koniecznie potem zabezpieczyć drewnianym kołkiem. W sieci jest cała masa filmików nagranych przez fachowców w dziedzinie pozyskiwania oskoły. Ale jeśli ktoś wierci w drzewie dziury po kilkanaście centymetrów to nie oglądam jego nagrań. To dla mnie niedobry człowiek. Przecież drzewu też  należy się dobre traktowanie.

Sok brzozowy można zagęścić przez odparowanie i otrzymanym syropem słodzić potrawy.

Mylą się jednak ci, którzy myślą, że ksylitol, zwany „cukrem brzozowym”, jest robiony z soku brzozowego. To organiczny związek chemiczny otrzymywany w specjalnych reaktorach z użyciem między innymi niklu i glinu. I chyba tylko Finowie robią go jeszcze z kory brzozy. Inni używają do tego celu kukurydzy. Ksylitol ma wiele zalet, a naukowcy twierdzą, że nie szkodzi. Ja jednak wolę zrobić sobie syrop z oskoły.

Warto też popijać napar z wiosennych, młodziutkich  liści brzozy, wysuszonych w ciemnym miejscu (2 łyżeczki suszu na szklankę wrzątku). W sklepach zielarskich można kupić suszone liście brzozy. Najlepsze są jednak takie zebrane samodzielnie, kiedy są  jeszcze lekko lepkie. Najłatwiej suszyć je wtedy razem z gałązkami i dopiero po ususzeniu oberwać.

Można również zbierać pączki brzozowe i używać ich podobnie, jak pączków topolowych, o których pisałam we wpisie „W Tłusty Czwartek polecam pączki”. Podobnie jak liście, pączki brzozy działają odtruwająco, przeciwartretycznie, oczyszczają drogi moczowe i zapobiegają kamicy.

Podczas zbierania liści, pączków czy soku można poprzytulać się do drzew, bo, jak twierdzą radiesteci, brzoza ma  „pozytywną energię”.

Jak to z tą energią jest, to sprawa dyskusyjna, ale przecież przytulanie się jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *