Niepozorny, a zadziorny

Bidens ferulifolia (Jacq.) Sweet

W ziołolecznictwie, podobnie jak w innych dziedzinach życia, moda się zmienia. Czasem jakaś roślina staje się prawdziwą gwiazdą i uznaje się ją za remedium na wszelkie dolegliwości. Inna znowu zostaje zapomniana i mało kto się nią interesuje.

Jedną z odmian takiej zapomnianej trochę rośliny, zwaną „złotym deszczem”, uprawiałam przez lata w donicach dla ozdoby.

Mowa tu o uczepie rózgowatym (Bidens ferulifolia (Jacq.) ), który jest krewnym rosnącego dziko uczepu trójlistkowego (Bidens tripartita L.).

Bidens tripartita L.

Uczep trójlistkowy (albo inaczej trójdzielny), krewniak mojego „złotego deszczu” z donicy, jest bardzo popularny w Rosji. Tradycyjnie używa się go tam  w leczeniu dny moczanowej. U nas stosowany był niegdyś do usuwania kamieni nerkowych.

W

Pozharitskaya, O. N., et al. „Anti-inflammatory activity of a HPLC-fingerprinted aqueous infusion of aerial part of Bidens tripartita L.” Phytomedicine 2010;17.6:463-468

poczytać można, że w badaniach in vivo wykazano silne działanie przeciwzapalne ekstraktów z uczepu.

W publikacji

Shikov, Alexander N., et al. „Medicinal plants of the Russian Pharmacopoeia; their history and applications.” Journal of ethnopharmacology 154.3 (2014): 481-536O

przeczytałam o tym, że tym niepozornym, acz wielce mocarnym ziółkiem, wyleczono ponad 10 tysięcy ludzi w czasie epidemii czerwonki w jednej z chińskich prowincji.

Ziele uczepu trójlistkowego można kupić w sklepach zielarskich i popijać napar. Można też zebrać kwitnące ziele samemu, wysuszyć w przewiewnym miejscu w niezbyt wysokiej temperaturze i rozdrabniać tuż przed przygotowaniem.

Według rosyjskich zaleceń napar przygotowuje się z dwóch łyżeczek suszu zalanych szklanką wrzątku i odstawionych na 15 minut. Zażywa się  jedną łyżkę naparu 3-4 razy dziennie przez dwa tygodnie.

Można uczepu trójlistkowego używać także do kąpieli przeciwzapalnej, dodając do niej  10g ziela i  100g soli morskiej.

Wyciągi z uczepu (maceraty wodne i olejowe) zapobiegają starzeniu się skóry. Znalazłam naukowe informacje o tym, że działa tak nie tylko uczep trójlistkowy, ale także  uczep rózgowaty, czyli ten z balkonowej skrzynki.

Tym chętniej będę go teraz sadzić wiosną, by od czasu do czasu zaaplikować sobie z niego maseczkę przeciw zbyt wyraźnym oznakom, że maturę zdałam już dawno.

Zawsze bardzo podobała mi się w balkonowym uczepie to, że jego uschnięte, małe kwiatki znikały jakoś niepostrzeżenie i zawsze wyglądał tak, jakby jego kwiaty nigdy nie przekwitały. Mimo swojej delikatności to twardziel, odporny na upał, wiatr i deszcz. Potrafi dać sobie radę nawet  z przymrozkami.

Niepozorny uczep jest niesłychanie sprytny. Ma nasiona zaopatrzone w kolce (tak zwane zadziory), które przyczepiają się do sierści zwierząt i do ubrań. Dzięki temu jego potomstwo może z łatwością emigrować bardzo daleko od miejsca urodzenia.

Bez paszportów, wiz i pieniędzy.

 

 

Panaceum w spadku po dziadku

Lubię fotografować gaje oliwne w Toskanii. Ich srebrno-szary kolor ładnie współgra z ciemną zielenią cyprysów i jasną zielenią winnic.

Odkryte w różnych częściach świata ślady wskazują, że oliwki uprawiane są już od blisko 6000 lat. W Biblii wymienia się oliwkę ponad 130 razy, co pokazuje, jak wielkie miała znaczenie w czasach biblijnych.

W tradycyjnej medycynie śródziemnomorskiej wyciągi z liści oliwki są używane w leczeniu dny moczanowej. I nic dziwnego.

W pracy

Flemmig, J., et al. „Olea europaea leaf (Ph. Eur.) extract as well as several of its isolated phenolics inhibit the gout-related enzyme xanthine oxidase.” Phytomedicine 18.7 (2011): 561-566

można przeczytać, że etanolowe wyciągi z liści oliwki europejskiej są inhibitorami XO.

Ekstrakty z liści oliwki zwiększają ruchomość stawów i likwidują ich ból.

Suszone liście oliwki są do kupienia w sklepach zielarskich.

Dobrze jest popijać sobie dwa razy dziennie napar z łyżki rozdrobnionych świeżych lub suszonych liści oliwki na szklankę wrzątku. Kurację taką robimy przez dwa, trzy tygodnie.

Można też przygotować nalewkę winną z dwóch garści świeżych liści zalanych butelką ciepłego czerwonego wina i odstawionych na tydzień. Kieliszek takiej nalewki zażywa się  raz dziennie przez dwa tygodnie.

Oliwkę europejską możemy uprawiać w domu w doniczce. Szkoda, że u nas nie da się ich uprawiać w ogrodzie. Choć, jeśli brać pod uwagę tegoroczne upały, to kto wie, jak będzie w przyszłości.

Drzewo oliwne przydałoby się każdemu. Liście oliwki działają przeciwwirusowo, przeciwgrzybiczo, antypasożytniczo, ochronnie na mięsień sercowy i przeciwnowotworowo. Obniżają także ciśnienie krwi przy nadciśnieniu. To prawdziwe panaceum na wiele dolegliwości.

Drzewa oliwne dożywają 1000 lat. Wyobraźcie sobie, co mogą pamiętać niektóre drzewa oliwne rosnące w różnych miejscach świata.

Ciekawe, co będą pamiętać nasze, uprawiane w domu drzewka oliwne, kiedy już odziedziczą je po nas  pra-pra-pra-wnuki…

 

 

Gorzko, gorzko!

Ruta budziła zawsze trochę mieszane uczucia.

Z jednej strony ruciany wianek, palony po nocy poślubnej, był symbolem czystości i dziewictwa. Z drugiej zaś używana była przez zielarki jako środek poronny.

Żydzi płacili nią podatek świątyni, a z drugiej strony używana była do zabobonnych praktyk odpędzania złych czarów.

Wiele osób źle reaguje na rutę. Na przykład alergicy, blondynki i rude.

Kobiety w ciąży muszą się od niej w ogóle trzymać z daleka.

Zawartość furanokumaryn powoduje też, że zwiększa ona wrażliwość na światło słoneczne. Przy jej ścinaniu warto używać rękawiczek.

Ruta jest ziołem często wymienianym przez św. Hildegardę z Bingen.

Po mojej krótkiej wizycie w jej klasztorze w Ebingen (o czym było tutaj) nabrałam do Hildegardy wielkiego zaufania.

Dlatego postanowiłam zastosować jej radę i jeść 1-2 świeże liście ruty po posiłku. Ma to ustrzec mnie przed zgagą i melancholią.

Nie jestem alergikiem, blondynką ani rudą. Więc mogę rutę bez obaw jeść.

I choć jest na prawdę  gorzka, polubiłam ją.

Innym patentem Hildegardy jest okład z ruty i pietruszki na atak artretyzmu albo rwy kulszowej.

20g świeżej naci pietruszki, 80g ruty, 50ml oliwy podgrzewa się 5 minut. Po ochłodzeniu do temperatury ciała przykłada się to jako kompres na bolące miejsce na godzinę. Kompres można  powtórzyć.

Zrobię sobie też „wielką kurację nerek” według Hildegardy. Potrzebna jest do tego maść z rutą. W jej składzie występuje tłuszcz z niedźwiedzia (lub jelenia), nie mam więc raczej szansy zrobić jej sama. Wykosztuję się więc na któryś z gotowych produktów. Jeśli jednak ktoś ma znajomego myśliwego, może ją zrobić. Potrzeba do tego 20g liści ruty, 20g liści piołunu, 50g tłuszczu niedźwiedziego (albo z jelenia) i 5 kropli olejku różanego.

Dobrą porą na tę kurację będzie jesień. Maścią smaruje się bowiem 2-3 razy w tygodniu okolice nerek i wygrzewa się je przy otwartym kominku opalanym wiązem. Dlaczego wiązem, nie wiem. Ale, jak już mówiłam, po prostu wierzę Hildegardzie.

Posadzę też rutę w moim „miejskim” ogródku. Nie tylko po to, aby jej używać.

Odstraszy koty, które uwielbiają wygniatać moją kocimiętkę.

Ale wianka nie będę sobie z niej plotła.

I tak nikt się już nie nabierze.

Diabelnie skuteczny

Ostrożeń warzywny nazywany jest też „czarcim żebrem” lub „pietra zielem”.

Napar z ziela ostrożnia to ludowy sposób na podagrę. Wspomaga bowiem usuwanie szkodliwych produktów przemiany materii.

Można zrobić sobie miesięczny detoks popijając 2 razy dziennie napar z 1 łyżki suchego ziela na szklankę wrzątku (parzyć 15 minut).

Nie zawadzi też przygotować sobie nalewkę winną, zalewając porządną garść świeżych rozdrobnionych liści i kwiatów gorącym winem. Po 7 dniach nalewka jest gotowa. Popija się ją raz dziennie po małym kieliszeczku przez 3 tygodnie. Oczywiście nie w tym samym czasie, kiedy pijemy napar, tylko po miesięcznej przerwie.

Ostrożeń dodatkowo zapobiega kamicy żółciowej i chroni wątrobę przed stłuszczeniem i marskością. Pomaga także w jej regeneracji. Można go więc włączyć do kuracji, o której pisałam tutaj.

Obniża też poziom cukru we krwi, a kąpiel w odwarze z niego działa relaksująco.

Podobno kąpiel taka „odczynia uroki”. Ale ten temat to nie moja specjalność.

Nic zatem dziwnego, że jak pisze Syreniusz, „szatan zayźrząc (czyli zazdroszcząc) człowiekowi z tego ziela takowych ratunków uiadł mu korzeń”. I dlatego „na spodku korzenia samego znać iakoby zębami ukąsił”.

Ach te wąsy !

Pola kukurydzy oglądane nocą przy świetle księżyca wyglądają tajemniczo.

A przecież to najzwyklejsza kukurydza zwyczajna.

Jej znamiona ze słupkami żeńskich kwiatów, czyli znamię kukurydzy (po łacinie Stigma Maydis), to cenny surowiec zielarski, który można kupić w każdej zielarni.

Odwar z „wąsów” kukurydzy jest od dawna stosowany w leczeniu dny moczanowej.

Profesor Ożarowski zalecał przygotowywać go z 2 łyżek znamion zalanych 2 szklankami wody. Po ogrzaniu  do wrzenia gotować  nie dłużej niż 3 minuty. Pić należy po pół szklanki 2-4 razy dziennie między posiłkami.

Można przeczytać w

Jiang, Tong-Wei, et al. „Screening of active ingredient of Stigmata maydis inhibitrg xanthine oxidase and its effect.” Journal of Jilin University (Medicine Edition) 2011;3:017.

że wyciągi ze znamion kukurydzy są inhibitorami XO (o której tutaj).

Odwary ze znamion kukurydzy pobudzają też przepływ żółci, zapobiegają kamicy żółciowej i są pomocne przy odchudzaniu.

Podobno „wąsy” kukurydzy wpływają też na wzrost libido.

Ja nic nie wiem o naukowym uzasadnieniu tego zjawiska, ale jeśli nawet tak jest, to czy to komuś będzie przeszkadzać?

No chyba, że żonie pewnego nieco kochliwego pilota z wąsem, którego kiedyś miałam okazję poznać na imprezie u znajomych.

Pij skrzyp i nie skrzyp

Skrzyp polny by Walter Siegmund (talk) – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8726511

Skrzyp polny służył mi w dzieciństwie za choinkę w domku dla lalek, zrobionym z tektury i pełnym mebli z pudełek od zapałek. Było go zawsze mnóstwo na łące, która dziś jest osiedlem o nazwie Villa Moderna.

Swoją drogą, zawsze się zastanawiam, dlaczego nadaje się w Polsce osiedlom takie nazwy. Nie lepiej byłoby nazwać to osiedle „Topolowe” (od rosnących obok topoli) czy „Przy Sześciu Stawach” (od istniejących niegdyś w pobliżu stawów), czy jakoś tak?

Ale może deweloper ma na imię Marian i wychował się na serialach brazylijskich? Tam się zawsze wszystko działo w Villa Mariana.

Skrzyp polecany jest chorym na dnę moczanową ze względu na zdolność do usuwania moczanów. Zawarta w nim krzemionka przeciwdziała także krystalizacji niektórych składników mineralnych w drogach moczowych. Odwary ze skrzypu usuwają obrzęki i zwiększają przesączanie w kłębkach nerkowych. Nie bez znaczenia jest też, że związki krzemu utrzymują elastyczność naskórka i kości.

Odwar przygotowuje się z 2 łyżek ziela zalanych 1,5 szklanki ciepłej wody. Gotuje się pod przykryciem 10 minut, a potem odstawia jeszcze na kolejne 10 minut. Taki odwar popija się między posiłkami po pół szklanki.

Trzeba jednak pamiętać, że ziele skrzypu zwiększa krzepliwość krwi.

Może on powodować także niedobory witaminy B1, zawiera bowiem antyaneurynę, która ją rozkłada. Preparaty zawierające skrzyp i witaminę B1 są zatem bez sensu. Witaminę B1 trzeba przyjmować o innej porze dnia niż skrzyp.

Skrzyp błotny by Kenraiz – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4093147

Amatorom nie polecam zbierania skrzypu polnego samodzielnie. Można go pomylić ze skrzypem błotnym. Wprawdzie siedliska mają różne, ale ktoś bez wprawy mógłby się pomylić. Skrzyp błotny ma najwięcej alkaloidów ze wszystkich skrzypów, więc w większych dawkach może komuś zaszkodzić.

Ja z braku czasu stosuję ziele skrzypu w postaci suchego ekstraktu, bo jest wygodny w użyciu i dobrze się przyswaja.

Miłośnikom ekologicznych środków czystości może spodoba się, że skrzypem polerowano niegdyś drewniane podłogi.

Teraz poleruje się nim jeszcze  instrumenty muzyczne.

W najgorszych momentach mojej przeprawy z dną moczanową prawie wszystkie moje stawy wydawały przeróżne skrzypiące odgłosy, a przekręcenie głowy powodowało trzaski.

Skrzyp ma swój udział w tym, że teraz mogę oglądać się za przystojnymi facetami w moim ulubionym uzdrowisku (rozpisałam się o nim tutaj) bez ryzyka, że będę skrzypiała, jak stara szafa.

 

Oregano – zapach Krety

Bardzo lubię oregano, czyli lebiodkę pospolitą. Na Krecie spotkałam absolutnie obłędne, szczególnie aromatyczne, górskie oregano.

Pachnie nim cała wyspa. Jego dodatek do popularnej sałatki greckiej robi z niej potrawę, której mogłabym zjeść naprawdę całe kilogramy.

W pracy

Bustanji, Yasser, et al. „In vitro xanthine oxidase inhibition by selected Jordanian  medicinal plants.” Journal of Pharmaceutical Sciences 2011;4(1):1-8

wyczytałam, że wodne wyciągi z oregano są dobrymi inhibitorami XO (o której tutaj), więc to zioło idealne dla podagryka.

Profesor Ożarowski wskazywał lebiodkę pospolitą jako tradycyjne zioło wiążące szkodliwe produkty przemiany materii.

Na szczęście w kuchni nie trudno o wodne wyciągi z oregano. Wystarczy je po prostu do potraw dodawać. Do pizzy, włoskiej pasty, do mięsa. Włosi używają oregano do potraw z grzybów, bakłażana, cukinii i ryb. Jak widać możliwości jest bardzo wiele.

W sklepach zielarskich i przez Internet  można kupić olejek z oregano.

Ale UWAGA!! Jest to bardzo silnie działający olejek. Ma bardzo wiele leczniczych właściwości, ale próba używania go bez konsultacji z fachowcem od aromatoterapii może się skończyć bardzo źle. Absolutnie nie należy sądzić, że używając olejku z oregano szybko i „na skróty” wyleczymy się z dny. Nic bardziej mylnego. Możemy nabawić się dodatkowych, bardzo nieprzyjemnych dolegliwości.

Za czasów Dioskurydesa miksturę z kwiatów i liści oregano z winem podawano pogryzionym przez dzikie zwierzęta. Ponadto lek ten miał wydatnie wzmacniać nerwy.

Polecam zatem potrawy z oregano szczególnie na proszone obiady z niektórymi teściowymi.

Co mnie łączy z cesarzem

Pola zbóż przetykane bławatkami są jednym z moich ulubionych obrazów z dzieciństwa i wakacji na wsi.

Dla mnie im więcej tych bławatków było, tym lepiej. Dla mojego wujka, który pola te uprawiał, zapewne przeciwnie.

Łacińska nazwa bławatka to Centaurea cyanus .

Hipokrates utrzymywał, że roślinę tę wskazał Grekom centaur Chiron, biegły w sztuce lekarskiej. Ojcem Chirona był Kentauros, który miał jakieś tam konszachty z greckimi bogami. Matką zaś była  klacz z Magnezji.

Hmm, zaczynam myśleć, że to może nie przypadek z tymi końmi i ich znajomością  leczniczych roślin, o której napomykałam we wpisie  „Z wizytą w stajni” (tutaj). 

Moczopędne i przeciwzapalne właściwości kwiatów chabru bławatka wykorzystywane są w leczeniu chorób nerek i kamicy nerkowej.

Ze względu na swoje silne działanie kwiat bławatka jest stosowany jako niewielki dodatek do różnego rodzaju mieszanek ziołowych. Przepis na jedną z takich stosowanych przeze mnie od czasu do czasu mieszanek podam niebawem przy opisie innej rośliny.

Kwiaty bławatka są jadalne, warto więc wykorzystać ich piękną barwę i pokrój, dodając je do sałatek i innych potraw. Są nie tylko efektowne. Zawierają sole magnezu i potasu.

Zamrożone w kostkach lodu mogą być naprawdę uroczą ozdobą talerza.

Napar z kwiatów bławatka w postaci ciepłych okładów na oczy jest bardzo skuteczny przy zapaleniu spojówek i brzegów powiek. Wielokrotnie ten sposób sprawdziłam.

Wielką miłością do tego pospolitego chwastu pałał cesarz niemiecki Wilhelm I Hohenzollern.

Był to jego ulubiony kwiat. To jeden z przykładów jego zamiłowania do pruskiej skromności, której  symbolem był właśnie bławatek.

Miłość do chabrów bławatków jest niestety jedynym, co mnie łączy z cesarzem.

Do  pruskiej skromności mi daleko.

W końcu piszę bloga i zabiegam o czytelników, a polubienia mile mnie łechcą.

A to  przejawem skromności nie jest.

Tam, gdzie rosną poziomki

Cudowny aromat dzikich poziomek nie da się porównać z niczym innym. Mam to szczęście, że na mojej mazurskiej działeczce rosną. One i ogromny świerk zadecydowały, że w ogóle ją kupiłam.

Jeśli uda się zebrać poziomki lub je kupić,  to trzeba  jeść, jeść i jeść.

Poziomki bowiem bardzo dobrze regulują przemianę materii.

Profesor Ożarowski zalecał oczyszczającą kurację polegająca na jedzeniu 1/2 kg poziomek codziennie przez miesiąc. Z kefirem, jogurtem, zsiadłym mlekiem lub drożdżami i kawałkiem świeżego masła.

Ale gdzie uzbierać aż tyle poziomek? A jeśli już nawet pojawią się na bazarku, to na 1/2 kg codziennie przez miesiąc chyba kredyt w banku trzeba wziąć.

W skazie moczanowej stosuje się odwary z liści poziomki, ale tej dziko rosnącej. Można je zbierać przez cały czas wegetacji roślinki i suszyć w cieniu i przewiewie.

1 łyżkę suszonych liści zalewa się szklanką wrzątku i gotuje pod przykryciem na słabym ogniu 5 minut. Potem odstawia się na 15 minut. Popija się po 1/2 szklanki między posiłkami przez dwa tygodnie.

Można zrobić też „herbatkę” ze świeżych liści poziomki. Przepis znajdziecie tutaj.

Nic nie równa się ze świeżymi poziomkami, ale można próbować zamknąć choć trochę ich aromatu i barwy w nalewce poziomkowej, na którą przepis znajdziecie  tutaj.

A kiedy jesienią zmęczymy się jakimś bardzo dobrym i wielce ambitnym filmem Bergmana i zaczniemy rozważać różne problemy egzystencjalne prowadzące nas do pytań typu: „Być, albo nie być?”, nalewka poziomkowa w mig przypomni nam wiosnę i beztroskie spacery po lesie. Odpowiedź będzie natychmiastowa – oczywiście BYĆ!

 

Weselmy się !

Ogórecznik to kolejna, po miechunce (o niej tutaj) i podagryczniku (o nim tutaj) roślina, którą bardzo trudno opanować w ogrodzie.

Rozsiewa się jak szalona.

Ale uroda niebieskich kwiatów, które się właśnie zaczynają rozwijać, powoduje, że pozwalam ogórecznikowi panoszyć się po całym moim ogródku.

Niegdyś był popularną rośliną kulinarną. W XIV wieku Brytyjczycy chętnie uprawiali go jako zioło „sałatkowe”.

Młode, delikatne liście ogórecznika  o lekko ogórkowym smaku i jego kwiaty dodawano do różnych zielonych sałat.

Był też bardzo popularny w kuchni nad Renem. Jeszcze do czasów II wojny światowej w Alzacji suszonego ogórecznika używano do aromatyzowania pieczonych kurcząt.

Robiono też pastę z posiekanych  jaj na twardo i młodych listków ogórecznika z dodatkiem soli, octu i oleju. Kwiaty z cukrem stanowiły zaś popularny deser.

Ogórecznik padł ofiarą nauki. Wykryto w nim alkaloidy pirolizydynowe, które mają działanie rakotwórcze i toksyczne dla wątroby. Rozpętała się na niego nagonka i wytępiono go z ogródków. Tymczasem trzeba byłoby kilogramami go jeść, aby mogły nam te alkaloidy naprawdę zaszkodzić. Zresztą trujące alkaloidy znajdziemy w bardzo wielu roślinach. Zawiera je na przykład podbiał.

Niedawno przeczytałam też historię młodej kobiety, która nałogowo pijała ogromne ilości yerba mate i zmarła na poważne uszkodzenie wątroby. Okazuje się bowiem, że yerba mate także zawiera alkaloidy pirolizydynowe.

Dla mnie cenną informacją jest, że odwar z suszonego ziela ogórecznika usuwa kwas moczowy i inne zbędne produkty przemiany materii.

1 łyżkę suszonego ziela ogórecznika zalewa się szklanką wody i gotuje 5 minut pod przykryciem, a potem odstawia na 10 minut. Po przecedzeniu popija się dwa razy dziennie.

Dla tych, którzy boją się jednak alkaloidów pirolizydynowych jest dobra wiadomość. Olej z ogórecznika nie zawiera szkodliwych alkaloidów, a co więcej, jak można poczytać w

Soeken, K. L., S. A. Miller, and E. Ernst. „Herbal medicines for the treatment of rheumatoid arthritis: a systematic review. „Rheumatology 42.5 (2003): 652-659

i

PIESZAK, MARZENA; MIKOLAJCZAK, P. L.; MANIKOWSKA, KATARZYNA. Borage (Borago officinalis L.)-a valuable medicinal plant used in herbal medicine. Herba Polonica, 2012, 58.4.

uzyskano dzięki niemu sporą poprawę u pacjentów mających problemy ze stawami.

Olej ten wpływa także pozytywnie na koncentrację i chroni mózg przed zmianami miażdżycowymi.

Koncentracja i sprawność mojego mózgu wielce mi na sercu leżą. Więc olej ogórecznikowy stosuję często dla dobra moich stawów i dla dobra ludzi, którzy mają ze mną do czynienia. Z wygodnictwa i braku czasu stosuję ten w kapsułkach. Można oczywiście kupić go po prostu w butelce.

Ogórecznik to także roślina „kosmetyczna”. Ze świeżego ziela można robić sok i maceraty odżywiające i nawilżające skórę.

Stosując wielokrotnie powtarzaną przeze mnie zasadę – „Nic ponad miarę” (której pochodzenie znajdziecie tutaj), nie muszę się bać alkaloidów z ogórecznika i mogę zajadać jego liście, kwiaty i pić odwar z ziela.

Badania pokazują też, że kwiaty ogórecznika mogą być przydatne w leczeniu nerwic. Mają bowiem działanie uspokajające i relaksujące.

Nic zatem dziwnego, że wino boragowe (botaniczna nazwa ogórecznika to Borago officinalis) miało, zdaniem dawnych ziołoleczników, „uweselać serce i umysł”.

Jak gdzieś przeczytałam wino takie robiło się gotując funt kwiatów z siedmioma kwartami młodego wina.

Niedawny ślub i wesele mojego bratanka są dobrą okazją, by jeszcze trochę poweselić się na tę okoliczność w ogródku, bo pogoda sprzyja.

Do wina dorzucę kilka ładnych kwiatów ogórecznika. Będzie jeszcze weselej.