Wszyscy na podium !

 

Moi Drodzy, bardzo dziękuję tym z Was, którzy wzięli udział w konkursie. Było dla mnie naprawdę wielką przyjemnością czytanie Waszych wierszyków i haseł.

Bardzo trudne okazało się wybranie jednego zwycięzcy. Jury postanowiło więc, że oprócz pierwszej nagrody zostanie przyznana także nagroda dodatkowa.

Pierwszą nagrodę otrzymuje Grażyna za wierszyk o podagryczniku. Zdradzę, że niespodzianką, o której była mowa w konkursowym poście, jest gliniany garnek do pieczenia.

„Podagrycznik – kozie ziele.
W dni powszednie i w niedziele.
Jedz „na zdrowie” – powiem szczerze,
Będziesz jeździł na rowerze.
Młode kłącza, kwiaty, liście,
Moc w roślinie – oczywiście!
Winka z ziela nalej także,
I zapomnij o podagrze!”

Nagrodę dodatkową (olejek lawendowy od świętej Hildegardy doskonały do relaksujących kąpieli, olejek cedrowy do stosowania przy katarze i bólu zatok oraz mydło z dodatkiem pszczelego wosku) otrzymuje Monika J. za wierszyk o imbirze.

„Imbir? Już się nie poplącze,
To od wieków znane kłącze,
W mleku, winie, spirytusie,
Też skutecznie działa mu się,
Na infekcje, ból i mdłości,
Niech na dobre w dom zagości.”

Pozostałe osoby, które wzięły udział w konkursie, otrzymają ode mnie w podziękowaniu drobny upominek – ręcznie robione mydło. Oprócz siły i aromatu ziół zaklęte są w nim okruszki serc wspaniałych ludzi, którzy je robili, a których dane mi było poznać osobiście w wielce przyjemnych okolicznościach przyrody.

Wszystkie osoby, które brały udział w konkursie, proszę o przesłanie na kontakt@klinikapodagryka.pl imienia i nazwiska oraz adresu, na który mają być wysłane nagrody.

 

Jak nie mieć pecha do pH

Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się z licznych reklam i publikacji internetowych, że ogromnej większości nękających nas chorób winne jest „zakwaszenie organizmu”. Musimy się zatem „odkwaszać”.

Doprowadziło to do całej masy nieporozumień i prób „odkwaszania” sobie żołądka, który z natury powinien być właśnie mocno „zakwaszony”(prawidłowe pH soku żołądkowego to ok. 1,5), żeby mógł dobrze trawić.

Warunkiem zdrowia jest stan równowagi kwasowo – zasadowej w naszym organizmie. Czyli stan optymalnego dla naszego życia stężenia jonów wodoru w przestrzeniach wewnątrzkomórkowych i zewnątrzkomórkowych. Taki optymalny stan jest utrzymywany dzięki homeostazie procesów ustrojowych, czyli ich samoregulacji.

Miarą równowagi kwasowo – zasadowej w organizmie jest pH krwi, które powinno wynosić 7,35-7,45 dla krwi tętniczej i 7,32-7,42 dla krwi żylnej.

Jak można poczytać w

Carnauba, Renata Alves, et al. „Diet-induced low-grade metabolic acidosis and clinical outcomes: a review.” Nutrients9.6 (2017): 538.

kiedy pH krwi zbliża się do dolnej granicy mamy do czynienia z przewlekłą kwasicą metaboliczną niskiego stopnia (LGMA).

Przewlekłą kwasica metaboliczna niskiego stopnia (LGMA) może prowadzić do dny moczanowej, powstawania kamieni nerkowych, insulinooporności, cukrzycy, nadciśnienia i niealkoholowego stłuszczenia wątroby.

Głównym czynnikiem wpływającym na LGMA jest dieta i brak w niej równowagi pomiędzy spożyciem zasadotwórczych owoców i warzyw, a spożyciem białka zwierzęcego i innych produktów kwasotwórczych (jak fasola czy orzechy).

Wydawałoby się, że sprawę rozwiązuje całkowite wyeliminowanie białka zwierzęcego. Ale nieumiejętnie skomponowana dieta wykluczająca mięso też może zaburzyć równowagę kwasowo – zasadową, tyle, że w drugą stronę. A to też jest szkodliwe i może prowadzić na przykład do poważnych zaburzeń w pracy serca.

Jan Sztaudynger, nasz frywolny fraszkopisarz, tak pisał o równowadze:

„By równowaga nie była zwichnięta,

Podnosząc suknię, spuszczała oczęta”.

Nasunęło mi to taką fraszka:

„By nie mieć pH nieprawidłowego,

Jadaj buraczki do schabowego”.

 

Butelki Józefa

Pewnej mroźnej jesieni wybrałam się do Solca Zdroju (mojego ulubionego uzdrowiska, o którym pisałam tutaj) na zorganizowany przez siebie samą „turnus odnowy biologicznej”, bo dość podle się czułam.

A wszystko przez to, że z powodu nawału pracy i wariactwa związanego z końcem sporego projektu fatalnie się odżywiałam. A właściwie „odżywiałam” to źle powiedziane. Coś tam po prostu wrzucałam do żołądka i nie miałam zupełnie czasu na zajmowanie się ziołami i sobą.

Postanowiłam, oprócz stosowania kąpieli w siarkowych wodach, wykorzystać ten czas na kurację wodą Józef, stosowaną przy dnie moczanowej.

Nie byłam pewna, czy w Solcu uda mi się ją kupić. Postanowiłam więc zabrać zapas ze sobą. Kuracja to 2 litry wody dziennie, więc na 10 dni musiałam zabrać 40 półlitrowych butelek. Pojechałam do Solca z bagażnikiem pełnym butelek Józefa, kupionych przez Internet i zapakowanych w kartony, w których przywiózł mi je kurier.

Z powodu sporego mrozu musiałam zabrać je do pokoju w pensjonacie, czym wzbudziłam widoczne na twarzach personelu zdziwienie.

Przy recepcji była informacja, że pensjonat zapewnia pełną dyskrecję. Pewnie dlatego nikt nie zapytał, cóż ja tak targam do pokoju ani nie zaproponował pomocy. Choć w stanie, w jakim tam przyjechałam, pomoc ta bardzo by mi się przydała.

Człapałam po schodach jak bardzo schorowana osoba.

Wodę Józef trzeba pić po 200-300ml jednorazowo, większą część do południa, mniejszą zaś wieczorem. Na pół godziny przed piciem wody nie należy jeść świeżych owoców.

Ale UWAGA! Trzeba pamiętać, że osoby z różnymi innymi schorzeniami powinny zapytać swojego lekarza, czy mogą ją stosować. Niewskazana jest na przykład przy schorzeniach tarczycy.

Ma specyficzny smak i musiałam się do niej długo przekonywać. Zaleca się miesięczną kurację pitną, ale jakoś nigdy nie udało mi się tego zrobić. No bo wolnego miesiąca to ja nie mam. A targanie butelek Józefa do pracy było ponad moje siły.

Jednak już moja 10-dniowa kuracja okazała się też bardzo skuteczna. W połączeniu z kąpielami w siarkowej wodzie, codziennym pływaniem w basenie, długimi spacerami i wybieraniem w restauracji bezmięsnych dań spowodowała, że poczułam się jak młody bóg i biegałam po schodach pensjonatu niczym kozica, pełna energii i bardzo zadowolona.

Personel musiał być chyba przekonany, że przywiozłam ze sobą sprzęt do produkcji amfetaminy.